… liryka jest dla mnie formą autoterapii.
Pozwala zaglądać w głąb siebie,
pomaga przepracowywać problemy,
wskazuje nowe drogi.
Gdybym miała nazwać to jednym słowem,
byłoby to oczyszczenie.
Drogi Czytelniku,
Zapraszam Cię dziś na wywiad z pięknym człowiekiem – kobietą i poetką – Moniką Pertek-Koprowską. Zamień się teraz w gąbkę i wchłoń tyle czułości, ile zechcesz.
Olga Bartnik: Witaj Moniko w przestrzeni Kobietą być. Milczałam zaklęta niemal jak grób o Twoim debiucie poetyckim, ale już chyba możemy otwarcie o nim mówić i pisać?
Monika Pertek-Koprowska: Cześć, Kochana. Teraz już krzyczeć można! Ja w ogóle nie mogłam pogodzić się z myślą, że ktoś robi dla mnie coś wspaniałego, a ja muszę czekać, zanim ogłoszę to światu. Z natury jestem gadułą, więc pewnie będzie trzeba na końcu i ten wywiad skrócić.
OB: Poradzimy sobie.
Ta, da! Proszę Państwa oto na blogu Kobietą być premiera i debiut w jednym – tomik wierszy Moniki Pertek–Koprowskiej mówię tylko szeptem. Gratuluję Ci, Moniko, z całego serca!
MP-K: Dziękuję najpiękniej, najmocniej, najserdeczniej. I wcale nie ma w tym przesady, bowiem ostatnio wszystko dla mnie jest naj…
OB: Cieszę się Twoim szczęściem. Dziękuję Ci, że zaprosiłaś mnie do tego celebrowania w sposób szczególny. Dane mi było skreślić kilka zdań tuż przed wydaniem na okładkę tomiku Twoich wierszy. To zaszczyt i wielka przyjemność.
MP-K: I tutaj znowu podziękowania płynące w Twoją stronę. Cieszę się, że się zgodziłaś, bo czasu było bardzo mało. Zależało mi na osobie, która ma wrażliwość podobną do mojej, jeśli chodzi o słowo, ale nie chciałam też koleżanki czy kolegi wydających poezję, by nie uznano tego za kółko adoracji.
OB: Jesteś poetką z wieloletnim doświadczeniem. Od kiedy piszesz i jak to się wszystko zaczęło?
MP-K: To zależy, co nazywamy doświadczeniem. Czas, który poświęciło się danej pasji, czy realne działania w tym kierunku, które wzmacniają naszą pozycję. Można pisać całe życie, ale się nie rozwijać, a więc i nie doświadczać…
Nie wiem, czy mogę powiedzieć, że u mnie się to zaczęło… We mnie to po prostu było. Jakaś wewnętrzna potrzeba wyrażania się artystycznie. Kiedy byłam małą dziewczynką, często wymyślałam własne słowa do znanych melodii, opowiadałam niestworzone historie, w które sama wierzyłam. W szkole podstawowej pisałam wesołe wierszyki, rymowane modlitwy, potem wiersze miłosne. Coraz więcej płodziłam w okresie licealnym, bo miałam też w sobie coraz więcej doświadczeń, spostrzeżeń. Świat wewnętrzny rozrastał się i musiałam zrobić mu miejsce w zeszycie. Śmiało chyba mogę powiedzieć, że tak świadomie piszę od 25 lat.
OB: Kawał życia. Czy Twoim zdaniem są jakieś niezbędne cechy, które konstytuują poetę?
MP-K: Trudno mi się wypowiadać, bo tym samym określę też siebie…
Myślę, że trzeba mieć w sobie wewnętrzną wrażliwość. Nie taką, która jest rozpoznawalna zewnętrznie. Nie każdy poeta chodzi bowiem zamyślony, rozmarzony i kontempluje dniami i nocami. Trzeba widzieć, dostrzegać więcej, ale w sposób nieoczywisty; umieć nazywać to, co skomplikowane prosto i zwyczajnie, a to, co zwyczajne postrzegać czasami niestandardowo.
Dla mnie poezja jest czuciem, więc potrzebuję intensywnych uczuć, by czuć się poetką.
OB: Zatem wrażliwość na otaczający świat, umiłowanie słowa, ale też, jak myślę, kompetencje językowe zamieszkują serce poety. A jak to jest z czasem? Ile czasu trzeba mieć, żeby konsekwentnie pisać poezję?
MP-K: I co do wrażliwości się zgadzamy. A kompetencje językowe to właśnie owo nazywanie.
Czas? Ja mam go ciągle za mało. Moja poezja potrzebuje czasu niezmąconego, niedefiniowalnego. Idealna sytuacja to taka, kiedy nie robię w życiu nic, tylko myślę, co by tu napisać… A potem piszę.
To oczywiście trochę żartobliwe stwierdzenie, ale chyba ukazuje ten ciągły brak czasu takiego naprawdę czystego, przeznaczonego na pisanie. Zawsze coś go zakłóci. Z konsekwencją jestem na bakier. I niestety wierzę w wenę, choć mówią, że nie istnieje. Moją weną jest impuls. Ta nagła myśl, rodząca się niepostrzeżenie. Niestety często przychodzi w nieoczekiwanym i niepożądanym momencie, bo na przykład podczas jazdy samochodem lub w trakcie pracy, spotkania. Nie zawsze można przerwać zajęcie i popłynąć ze słowem. Dlatego marzę o czasie takim na 100 procent, choć zdaję sobie sprawę, że on nie istnieje. Ciągle się biczuję za to, że piszę za mało. Albo robię coś innego, albo jestem zmęczona.
OB: To poczucie utraconego czy zmąconego czasu ma chyba większość pisarzy. Paradoks, że właśnie w tym niedoczasie powstają takie wiersze jak Twoje.
Wracając do literatury – mówi się, że pisarze, poeci są klucznikami dusz. Czy czujesz się jakoś szczególnie naznaczona wśród ludzi, na przykład Twoich znajomych jako poetka?
MP-K: Chciałabym /śmiech/.
Gdzieś tam w środku czuję się jakaś inna, ale nie wiem, czy to kwestia bycia poetką, czy raczej osobowości. Słyszałam wielokrotnie, że potrafię pięknie słuchać, docierać do ludzkich serc… Może to właśnie ten poetycki sposób postrzegania czyni mnie powierniczką ludzkich sekretów i problemów. Może właśnie dlatego dociera do nich moje słowo. Kocham ludzi i choć ranią, zawsze staram się szukać w nich dobra. Nie wiem tylko, czy to jakaś szczególna cecha, w dodatku związana z moim poetyckim obliczem.
Nie potrafię tego jednoznacznie określić. Przeskakuję ze stanów poetyckich w totalną prozę życia. Samotna wśród ludzi a jednocześnie żywiąca się energią drugiego człowieka. Popadam w zachwyty nad pięknym słowem, ale potrafię też siarczyście zakląć… Spadam w otchłanie rozpaczy, albo planuję krwawe zemsty… Taka dwoistość, której nie mogę sama okiełznać, ale coraz bardziej ją lubię. Pogodziłam się z myślą, że mam siebie dwie i świetnie się dogadujemy.
OB: Mam siebie dwie… to też opis uniwersalnego, ludzkiego doświadczenia.
Czym dla Ciebie jest literatura, w szczególności liryka, co w Tobie porusza?
MP-K: Nie będę się rozgadywać, bo plusów jest mnóstwo. Literatura zabiera w inny świat, nie siejąc przy tym szkody w organizmie. To taki pozytywny narkotyk. Uzależniasz się od słowa, od tego, co ono w tobie wyzwala, czujesz inaczej, mocniej, zapominasz o tym, co tu i teraz. Ponadto liryka jest dla mnie formą autoterapii. Pozwala zaglądać w głąb siebie, pomaga przepracowywać problemy, wskazuje nowe drogi. Gdybym miała nazwać to jednym słowem, byłoby to oczyszczenie. Taki też jest cel mojej poezji. Chciałabym pisać tak, by czytelnik poczuł, że nie jest sam, żeby poczuł ulgę, mając świadomość, że podmiot liryczny przeżywa to samo. Takie zjednoczenie się dwóch dusz – osoby mówiącej w wierszu i człowieka – które łączy tożsamość przeżyć.
OB: Jakie środki wyrazu daje piszącym literatura, których nie dają inne dziedziny sztuki?
MP-K: Do środków artystycznego wyrazu w literaturze należą przede wszystkim wszystkie środki poetyckie. Jednym z moich ulubionych jest metafora, ten cudowny sposób postrzegania rzeczy, zjawisk, sytuacji, ludzi inaczej. Wiem, że można mówić o metaforze w kontekście również dzieła plastycznego, jednak wydaje mi się, metafora upleciona ze słów potrafi być o wiele bardziej wyrazista, pokazuje więcej niż sam obraz.
OB: O, wkraczamy tu na ziemię ognistą, która rozściela się pod stopami Muz. Każda jest przekonana o sile swojego wyrazu.
Jak wygląda proces pisania wiersza – od inspiracji do gotowego tekstu?
MP-K: Nie ma u mnie czegoś takiego jak proces. Nie traktuję tego w ten sposób. U mnie wiersz najczęściej dzieje się nagle. Pojawia się wers, fragment, przelotna myśl. Zapisuję to, jeśli się uda, i czasami leży bardzo długo w zapomnieniu. Powracam czasami do tych notatek, coś dopisuję, zmieniam. Kiedy zobaczę w tych urwanych wersach zaczątek czegoś większego, wtedy piszę. Potem kilka razy czytam, poprawiając ewentualne błędy. W gotowym wierszu muszę słyszeć melodię, jeśli słowa płyną przeze mnie jak nuty po pięciolinii, ustalam, że to już oto dokonało się. Rzadko wracam do tekstu następnego dnia lub kilka dni później, dlatego że wtedy nie podoba mi się zupełnie nic i mogłabym zmieniać bez końca. Przestałam więc znęcać się nad sobą i swoją poezją. Mój wiersz to wytwór danej chwili. Moment tego intensywnego czucia, które jutro już nie będzie takie samo. Może dlatego czas wszystko zmienia.
Pracowałam nad tekstami przed wydaniem tomiku. Wtedy jest to łatwiejsze, bo jest redaktor, który wskazuje drogi, miejsca, które można zmienić. Nie uciekam od sugestii i przyjmuję każdą wskazówkę.
OB: Popularyzowanie sztuki jest jej celem czy naturalnym zwieńczeniem? Przez wiele lat pisałaś swoje wiersze do szuflady, ale też wiem, że dzieliłaś się nimi z najbliższymi, a następnie z czytelnikami na spotkaniach autorskich. Jakie to uczucie wyjść z ukrycia, podpisać się pod wierszami, wydać je i powiedzieć szerszej publiczności: oto ja, poetka?
MP-K: Od zawsze uważałam, że jeśli coś robimy, to powinniśmy się tym dzielić, choć sama tego nie praktykowałam. Paraliżowały mnie strach przed oceną, trema i wstyd. Odważyłam się dopiero niecałe cztery lata temu, gdy stworzyłam Wierszosnucie. Strach był przeogromny, ale pojawiło się wtedy też to uczucie małego spełnienia. I tak krok po kroku dojrzewałam do tego, by stało się to, co stać się powinno, według przyjaciół, już dawno. Teraz wiem, że na wszystko przychodzi odpowiedni moment. Nie wiem, czy gdybym zdecydowała się na wydanie wcześniej, miałabym do tego wszystkiego takie podejście jak teraz. Musiałam wiele przepracować z samą sobą, zrozumieć siebie, rozpoznać demony, które we mnie siedziały przez lata i nie pozwalały żyć po mojemu. Odzyskuję powoli swoje prawdziwe życie, swoje własne i wiem, że to właśnie na ten czas musiałam czekać. Jestem z siebie dumna, czego nigdy nie potrafiłam o sobie powiedzieć. Wykonałam fantastyczną pracę i zasłużyłam na celebrację sukcesu. Tak. To mój sukces, bo tylko ja wiem, ile kosztowało to, co teraz macie okazję oglądać i czytać.
Czuję się poetką – już nie wierszokletką. Dojrzałam na tyle, by zauważyć, że mam moc tworzenia i nie muszę już próbować kopiować ani naśladować innych. To wspaniałe uczucie znać wreszcie swoją tożsamość, umieć się zidentyfikować. Nareszcie istnieję…
OB: Cieszę się ogromnie, że o tym u mnie mówisz. Pisanie pomaga nam odkrywać siebie, swoją tożsamość, tak osobistą, jak i ludzką – wspólnotową.
Twoje utwory, które, jeśli pozwolisz, przybliżę ciut czytelnikom Kobietą być to wiersze białe. Język prosty, czasem symboliczny, unikający jednak parabolicznych porównań i rozbudowanych metafor. Pisząc budujesz mosty między światem wewnętrznym podmiotu lirycznego a światem zewnętrznym, rzadko w tym ostatnim jednak upatrując oparcia. Twoje wiersze są świadectwem wrażliwości, obserwacji ludzkiej natury i śladów kultury, która niejednokrotnie stanowi źródło bólu. Twój podmiot liryczny jest zanurzony w odczuwaniu, tak, jakby uczucia były jedynym co jest na tym świecie pewne. Podczas gdy, kultura, w której się wychowaliśmy, uczyła nas jak wątłe, a nawet niebezpieczne to podstawy do życia. Nie stronisz od motywów biblijnych, obecnych w naszej kulturze, choć coraz bardziej gubiących swe znaczenie. Jedną z części Twojego tomiku poezji poświęciłaś, uchylę tu, jeśli pozwolisz, rąbka tajemnicy – aniołom.
Co jest według Ciebie motywem literackim, do którego najczęściej sięgasz, o którym najwięcej piszesz? Co byś chciała swoimi wierszami przekazać światu?
MP-K: Pięknie to opisałaś. Cieszę się, że odbierasz w ten sposób moją poezję, bo tym samym potwierdzamy obie to, o czym wspominałam wcześniej. Świat zewnętrzny jest trudny, a poezja daje oczyszczenie, pełni funkcję terapeutyczną. Prawdziwe jest tylko to, co czujemy, dlatego moje wiersze to właśnie czucie głębokie, takie pierwotne i nieskalane. Mamy prawo do uczuć takich, jakie nam się przydarzają, mimo że świat je nam często nakazuje. Nie smuć się! Przecież to nie boli! Jak możesz tego nie lubić? Bo potem ja czegoś dla ciebie nie zrobię… – to wszystko nasze codzienne manipulacje uczuciowe. Poddajemy się im, bo tak czują inni, bo tak jest poprawnie, bezpiecznie. Nie wolno się cieszyć za bardzo, płakać za głośno, skakać z radości za wysoko, smucić za długo. A w poezji? Tu możesz wszystko. Krzyczeć z rozpaczy, nienawidzić bezgranicznie, kochać nieprzytomnie, cieszyć się z zielonej trawy, opłakiwać śmierć stokrotki… Dusimy to w sobie. Ja też. Dlatego muszę w końcu to z siebie wyrzucić. Jestem poetycką przewodniczką, zbieram radość i ból świata, a potem wrzucam w wersy i prowadzę do oczyszczenia.
Uczucia… To mój motyw literacki. Niosę prosty przekaz. Bądźcie autentyczni. Nie wstydźcie się uczuć. Każde uczucie jest dobre, jeśli jest nasze. Nienawiść, złość, zazdrość to też uczucia. Najważniejsze byśmy je rozpoznawali jako własne i umieli przepracować, potrafili się oczyścić z nich, kiedy zatruwają nasze serca. Z pomocą przychodzą nam anioły, które czuwają – blisko lub daleko, ale zawsze są. Moje anioły to nie tylko postaci biblijne. To uniwersalne byty, które pilnują naszego człowieczeństwa. Mogą być ludźmi spotkanymi na naszej drodze, naszymi lękami, radościami lub pojęciami, które trudno nam opisać słowami.
OB: Dla mnie anioły to byty odrębne, dusze bez balastu ciała, tacy bracia i siostry naszych dusz. Istnieją, chcą naszego dobra lub jego braku, nie widać ich, ale to natura ich bytowania. A ludzie to… ludzie, balast ciała jest tu istotny, jakby uwięzienie w konkrecie, w dodatku w takim, który się zużywa, przemienia i przemija. Chętnie jednak ludziom życzliwym nadajemy rys anielski, z tym się zgadzam.
Pisarze uprawiający prozę mówią wielokrotnie, że w momencie napisania i wydania książki, od chwili gdy trafia do czytelników, tracą nią zainteresowanie, pozwalają jej odejść. Z rozmów z drogą mi poetką współczesną Elżbietą Ciporą wiem, że dla poety i poetki jest trochę inaczej. Zderzacie się ze swoimi wierszami jeszcze przynajmniej kilkakrotnie, na poetyckich wieczorach autorskich, podczas recytacji dla publiczności. Wydaje mi się to arcyciekawym doświadczeniem – móc na żywo doświadczyć odbioru swojej twórczości. Jakie Ty, Moniko, masz w tym względzie doświadczenia?
MP-K: To prawda. Moje wiersze nie umierają we mnie. Wciąż do nich wracam. I to jest rzeczywiście niesamowite. Przełomem było odczytanie własnego tekstu podczas Turnieju Jednego Wiersza, pierwszego i jak dotąd ostatniego, konkursu, w którym wzięłam udział. Byłam przekonana, że utknę w połowie, że poplączę słowa, że stracę głos, ale kiedy skończyłam poza drżeniem ciała czułam ciepło, które rozpływało się we mnie. To było cudowne. Wyróżnienie, które otrzymałam i pozytywna rozmowa z krytykiem literackim były iskrą, która postanowiła już nigdy nie gasnąć. Potem już było tylko lepiej… Widzieć emocje na twarzach ludzi i słuchać ich ciepłych słów, dowiadywać się, że moje wiersze nazywają uczucia, których ludzie są świadomi, ale sami nie potrafią ich nazwać, to bezcenne chwile. Każde spotkanie autorskie, choć nie było ich wiele, utwierdza mnie w przekonaniu, że oto nareszcie idę właściwą drogą. Co najważniejsze – wreszcie własną, a nie cudzą.
OB: I mam nadzieję, że będziesz nią chadzała jeszcze wiele lat. Rozmawiałyśmy tuż przed wydaniem tomiku, widziałam Twoje ogromne poruszenie, ekscytację równą niemal uczuciom towarzyszącym zakochaniu. Powiedziałaś wtedy, że wszystko składa się tak, by pomóc Ci wydać tę książkę. Jak się wtedy czułaś? Czy ta fala uczuć niesie Cię dalej?
MP-K: To prawda. Radość nie z tej ziemi. Kilka razy wspominałam również o tym w swoich postach. To taka dziecięca, szczera radocha, śpiew, taniec, motylki w brzuchu i fikołki. Chwilami być może tak przesadna, że sugerująca literackiego globusa. Nadal karmię się tą pozytywną energią, bo wiem, że tylko tak przetrwam i pójdę dalej. Radość budzi radość, a pozytywne nastawienie przysyła pod drzwi anioły. Wiele ich wokół mnie ostatnio. Czytelnicy, którzy szczerze gratulują i czekają na tomik, kolega, którego talent artystyczny dopiero teraz poznałam i został autorem przecudnej okładki, wspaniała redaktorka, z którą współpraca była przyjemnością i niezapomnianą przygodą, i mam nadzieję, że się jeszcze nie kończy. Muszę wspomnieć przecież o Tobie – autorce czułych słów, którymi podsumowałaś moje wiersze na okładce oraz prowadzącej pierwszy profesjonalny wywiad ze mną i przyszłej recenzentce mojego tomiku. Nie sposób wymienić wszystkich. Ponadto premiera spektaklu, w którym gram z aktorami amatorskiego teatru 18+, jest już za trzy tygodnie, a dzięki temu mogę wystąpić już jako poetka, oferując swoje tomiki i autografy. Jest pięknie i jest naj…
OB: Wysoka ta fala! Jedno z ulubionych pytań czytelników – jak wygląda Twoje biurko pisarza czy przestrzeń, w której piszesz swoje wiersze?
MP-K: Nie mam biurka pisarza i bardzo nad tym ubolewam… To znaczy mam swoje małe miejsce, ale rzadko z niego korzystam. Teksty zapisuję najczęściej w telefonie, bo zawsze jest pod ręką. Z racji problemów z kręgosłupem nie mogę za długo wysiedzieć przy biurku, więc wolę pisać na kanapie, z podwiniętymi nogami. Wiem, wiem, to wcale nie jest zdrowe… /śmiech/.
Ciągle jestem na etapie projektowania swojego miejsca, bo marzę o większym blacie, na którym poza laptopem zmieści się też tona książek i kartek. Póki co wokół są regały z książkami, a nad biurkiem wiszą błękitne karteczki ze słowami mocy.
OB: Monika, będziesz podpisywać swój tomik wierszy już w ten weekend na Poznańskich Targach Książki. Powiedz czytelnikom Kobietą być kiedy i gdzie można Cię spotkać, kupić Twoja książkę i złowić autograf?
MP-K: Do Poznania zapraszam 8. marca. To będzie niezapomniany Dzień Kobiet. Będę podpisywała tomiki od 10.30 do 11.00 w pawilonie 8 przy stoisku 40 (Wydawnictwo Anagram). Z radością powitam każdą czytelniczą duszyczkę.
OB: Jak byś dokończyła zdanie: Inspiruje mnie…
MP-K: Serce – to tak jednym słowem. Czyli znowu powrót do uczuć. Kiedy czuję, wtedy piszę. To co mam w sercu, pisze się najpiękniej.
U niektórych jest to przyroda, we mnie ta inspiracja pojawiła się tylko dwa razy – kiedy spojrzałam z daleka na Giewont i po wycieczce do Grecji. Zachwyt górą, o której w dzieciństwie czytałam legendy sprawił, że popełniłam rymowany wiersz. Grecja pojawiła się pod wpływem tęsknoty, kiedy wspominałam czas spędzony pośród śladów starożytnego świata.
Czasami piszę pod wpływem wydarzeń dnia codziennego, ale wtedy są to zazwyczaj wiersze rymowane lub zabawne rymowanki.
Tak naprawdę nie uciekam od inspiracji, bo wierzę, że może być wszędzie. Jestem otwarta na świat.
OB: Czy warto dziś jeszcze pisać wiersze?
MP-K: Oczywiście. Nie mogłabym powiedzieć inaczej. Mówią, że poezja umiera, ale ja myślę, że ona wybiera po prostu inne ścieżki, poszukuje coraz to nowych środków wyrazu. Poezja nie umrze, bo jest kreatywna. Zmieni wersyfikację, zlikwiduje strofy, odrzuci rymy, przetransformuje poetykę, ale zawsze będzie. Dopóki czujemy, doświadczamy, będziemy poddawać się poetyckim uniesieniom. Nie każdy musi być poetą wielkim, nie każdy musi wydawać, ale warto opisywać to, co boli i to, co zachwyca. Jeśli będziemy pojmować poezję w kategoriach warto – nie warto, lepiej się za nią nie bierzmy. To wypływa z człowieka, to chce wyjść i wtedy nie pytamy czy to ma sens. Niech się dzieje słowo… Tak po prostu. Potem nadejdzie czas na analizy.
OB: Czy ta literacka pasja może stać się w Polsce zawodem? Wyobrażam sobie, że poza kilkoma znanymi nazwiskami, trudno żyć z poezji?
MP-K: Nie ufam już tym opiniom. Sprawdzę sama i wtedy odpowiem. Ciągle trzymam się kurczowo tej myśli, że jeśli się chce, to można. Zależy za ile chcemy żyć. Na pewno nie jest to sposób na zawód sam w sobie od razu. Rynek jest trudny i nie rozpościera ramion przed pisarzami, zwłaszcza poetami. Paradoksalnie mamy większe możliwości jeśli chodzi o systemy wydawnicze, ale ten trend sprawił, że pojawia się sporo pozycji niedopracowanych, co sprawia, że czytelnicy nie ufają autorom. Poezja nie jest też materiałem na film, który może przynieść dodatkowe dochody. Bogaczami się nie staniemy, ale poeci to kreatywne istoty i poza wydawaniem tomików mogą robić tysiące innych rzeczy, które związane są z ich pasją. Nad tym aktualnie pracuję. Jeśli coś wymyślę, zaprosisz mnie na kolejny wywiad i podrzucę kilka pomysłów.
OB: Oczywiście, serdecznie zapraszam! Zapraszam Cię jeszcze do pozdrowienia czytelników bloga Kobietą być…
MP-K: Kochani Czytelnicy Kobietą Być! Dziękuję za możliwość wygadania się przed Wami. Mam nadzieję, że wytrwaliście do końca.
Zapraszam serdecznie na moją autorską stronę Wierszosnucie. Piszcie i czytajcie poezję, czytajcie Kobietą być. Bądźcie autentyczni i nie obawiajcie się swoich uczuć. Przesyłam Wam moc pięknych słów, siłę czystej energii i uśmiech pogodny.
OB: Moniko, ślicznie dziękuję za przyjęcie mojego zaproszenia i piękną rozmowę.
MP-K: Dziękuję również. Dzięki Tobie czuję się jak gwiazda. Nie mogłabym odmówić bo przecież też każdego dnia pragnę kobietą być 😉
Bio – Monika Pertek-Koprowska
absolwentka filologii polskiej (Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu). Pisze wiersze, teksty motywacyjne oraz unikalne wierszowane recenzje, które prezentuje na swoim fanpage’u – Wierszosnucie. W 2017 roku zdobyła wyróżnienie w II Turnieju Jednego Wiersza o Złote Pióro Iłły.
Jej felietony ukazały się w książce Dziękuję Ci za… pod redakcją Ilony Adamskiej i w magazynie Law Business Quality. Jest autorką dwóch hymnów szkolnych. Tomik mówię tylko szeptem jest debiutem poetyckim, na który się odważyła dopiero, gdy uwierzyła w siebie.
Miejsca Moniki Pertek–Koprowskiej w sieci:
Profil poetki: https://www.facebook.com/monika.pertekkoprowska
fanpage Wierszosnucie: https://www.facebook.com/monika.pertek.koprowska.mpk/
Smaki poetyckie
Wybrane wiersze Moniki Pertek-Koprowskiej z tomiku „mówię tylko szeptem” /Anagram, 2020/ opublikowane za zgodą poetki:
„potrzeba czasu żeby wypisać się
do końca na amen zamknąć
wersy poukładać myśli
jak talerze
postawić kropki nie tylko
nad i porozkładać widelce
nieskończoności zmazać winy
odległe i niepopełnione
rozlać wino do kielichów
marzeń i pić z nich do dna
rozpaczy” /s.45/
***
„byłam u siebie tylko raz
przyszłam bez zapowiedzi
bez zbędnych dzwonków
i pukania do drzwi
stanęłam w progu jak nieproszony gość
i stałam się niechciana
zjawiłam się nie w porę
no czasu zabrakło
bo obiad na stole
bo pranie wysycha z tęsknoty
nie było spijania wierszy
z filiżanki
nie było rymów
w galaretce
tak nagle
nie po drodze
mi się stało
następnym razem wyczeszę pamięć
czerwienią wymaluję serce
wytuszuję myśli
i ubiorę się w najdroższy uśmiech
żeby ugościć siebie naprawdę” /s. 58/
***
„nie zabierajmy serc naszym aniołom
dajmy oddech spokojny
nie wódźmy ich
na pokuszenie losu
policzmy pióra nim spadnie ostatnie
ochrońmy ich świętość” /s. 71/
Marzec, 2020
Wszelkie prawa zastrzeżone
1 Odpowiedź
irena omegard
7 marca, 2020Wiersze nigdy nie umierają. Piękne, trafiają w samo serce. Piękny wywiad.
Olga Bartnik
7 marca, 2020Dziękuję Ci Irena, bardzo się cieszę. Napiszę jeszcze o Moniki wierszach niebawem. Uścisk, Olga
Monika
7 marca, 2020Irenko, dziękuję pięknie.
Jadzia
7 marca, 2020Żebym mogła to na miotle bym na te targi poleciała, żeby Monikę spotkać na żywo. Ciekawy wywiad. Czytając miałam wrażenie, że siedzę z Wami na kawce… Wszystkiego naj, naj, naj z okazji Dnia Kobiet.
Olga Bartnik
7 marca, 2020Jeny! wpędzacie mnie w kompleksy, czy jakieś kursy szybkiego czytania przeszłyście ze trzy razy z Irenką? A poważnie, to może się kiedyś umówimy na jakieś targi książki w Polsce? Po wydaniu Twojego bestseleru Jaga, a może szałowego kryminału Ireny? Na samą myśl się cieszę 🙂 O.
Jadzia
7 marca, 2020Spotkanie? Koniecznie!!! Zanim jednak nastąpią realia musimy się zadowolić wirtualiami 😉
Monika
7 marca, 2020Jadzia, jeszcze nikt nigdy nie chciał przylecieć do mnie na miotle. Słodkie to. Dziękuję Ci z całego serca. Mam nadzieję, że kawy się doczekamy kiedyś. Również życzę pięknego Dnia Kobiet.
jadzia
7 marca, 2020Na miotle, na odkurzaczu… Na czym tylko bedę mogła.
Janusz Niżyński
7 marca, 2020Masz rację, Moniko, można pisać całe życie, ale się nie rozwijać, a więc i nie doświadczać… bo przecież tym, czym ubogacamy naszą duszę, nie są spęczniałe od zapisków szpalty, a to, co zostaje po nich w naszych sercach i myślach.
I rację masz także w tym, że poezji człowiek nie wyucza się zza katedry albo na popołudniowych zajęciach. Poetą się rodzi, a potem tylko dramatycznie zmaga się ze sobą, by być nim nadal. Świetnie, że Tobie się to udaje! Tak trzymaj.
Olgo, dziękuję za kolejny piękny wywiad!
Olga Bartnik
7 marca, 2020Januszu, To prawdziwa dla mnie przyjemność obcować z ludźmi sztuki. Pozdrawiam Cię, Olga
Monika
7 marca, 2020Januszu, dziękuję serdecznie za ciepłe słowa. Pozdrawiam.
KATARZYNA KATISHA WINTERS
7 marca, 2020Bardzo piękny, tchnący ogromną wrażliwością, wywiad. Pełen głębi i dobrych uczuć. Jestem zauroczona poezją Moniki i bardzo się cieszę, że wydała ten tomik. Ściskam mocno❤️
Olga Bartnik
7 marca, 2020Cześć Kasia, dziękuję Ci, tak dobrze się rozmawia, gdy jest o czym. A poezja zawsze dostarcza przestrzeni do porozumienia. Ściskam Cię i wysyłam ostatnie promyki dnia 💙, Olga
Monika
7 marca, 2020Kasiu, jestem wzruszona. Dziękuję za te słowa. Moc uścisków dla Ciebie.
Karolina Łucja Kozioł
7 marca, 2020Gadułki, 🙂 Cudownie się Was obu słucha! Moniko, powodzenia! Olgo, dziękuję za możliwość bliższego poznania Moniki 🙂 Pozdrawiam serdecznie!
Olga Bartnik
7 marca, 2020No tak, popłynęłyśmy trochę z normatywną ilością znaków 😄 ale żadnego cenzora tu nie ma, a tak dobrze się rozmawiało. Blog się na razie nie czepia, wiem, że sam lubi poezję, a i oko pewnie przymknął ze względu na jutrzejsze święto. Uścisk Karolina, Olga
Monika
7 marca, 2020Karolino, dziękuję pięknie. Fantastycznie się czuję, mając takie wsparcie. Przytulam.
Kasia Kowalska
7 marca, 2020Cudownie się czytało… a z zazdrości serce posmutniało.
Wiem, to bardzo brzydko zazdrościć komuś. Mam w sobie jednak takie pokłady wrażliwości, z jednej strony pojęte, z drugiej już niekoniecznie – ciężko to ogarnąć rozumem. Gdybym umiała wyrazić siebie słowem pisanym tak samo pięknie, jak Monika – ileż byłabym szczęśliwsza…
Olga Bartnik
8 marca, 2020Kasia, zazdrość to takie piękne uczucie, które nam mówi o tym co stanowi dla nas wartość. I odkrywa przed nami przestrzenie, w których chcielibyśmy siebie widzieć. Nie pokazuje nam jak tam dojść, ale że chcemy tam być. Do nas należy już pogłówkować w jaki sposób. Przytulam Cię wrażliwa Kobieto. Olga