Wywiady Głębi to rozmowy, które prowadzę z interesującymi i inspirującymi ludźmi. Przygotowując się do tego spotkania, przeczytałam czwartą powieść mojego Gościa. O co by tu zapytać autorkę piszącą jak maszyna, rozchwytywaną w wywiadach i spotkaniach autorskich? Zapraszam do lektury.
O wrażliwości, wieszczach i wierzbach – z pisarką, autorką trylogii Pruskie baby i pierwszej części serii W siedlisku pt. Szczęśliwy los – Małgorzatą Starostą rozmawia Olga Bartnik.
Olga Bartnik: Dzień dobry, Gosiu. Witam Cię serdecznie w imieniu czytelników Głębi.
Małgorzata Starosta: Dzień dobry, Olgo, dzień dobry, Państwu.
OB: Gosiu, czy wiesz, że najczęściej występujące drzewa na Podlasiu to wierzby?
MS: Widać to wyraźnie w legendach, po które chętnie sięgam. Wierzba symbolizuje mądrość kojarzoną z doświadczeniem, zatem wcale mnie to nie dziwi, bowiem występujące na Podlasiu puszcze (Knyszyńska, Białowieska) to lasy, których początki sięgają odległej przeszłości, a rosnące w nich drzewa, w tym legendarna Królowa Drzew, pamięta epokę, w której nad nordyckimi bogami Germanów panował Odyn.
OB: W Szczęśliwym losie spotykamy kwitnące drzewa owocowe, choć znajdziemy też wierzbę na rozstajach dróg. Z czym kojarzą się Tobie drzewa, jaką funkcję pełnią w Twoich powieściach?
MS: Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale Twoje pytanie niejako mnie do tego skłoniło. Wydaje mi się, że drzewa i rośliny w ogóle są jednym z najistotniejszych elementów naszego świata na Ziemi. Choć pochodzę z dużego miasta, całe życie mieszkam w takich jego częściach, gdzie otaczają mnie parki, wały nadodrzańskie, a teraz las. Jest to dla mnie naturalny krajobraz, uwielbiam widok alej, wzdłuż których w maju kwitną kasztanowce, kocham zapach drzew iglastych na początku lata. Nie wyobrażam sobie nie mieć drzew wokół siebie.
OB: Pytam o to, ponieważ w oparciu o motyw drzewa genealogicznego zbudowałaś główny wątek Pruskich bab, a w Szczęśliwym losie mówisz ustami jednej z bohaterek:
Każdy człowiek ma jakieś korzenie,
a te korzenie zwykle mają odnogi i gałęzie.
Nie mogło zatem i w tej serii drzew zabraknąć. Włącznie z Kornelią Konarską, która trzyma akcję, że tak powiem, za twarz.
MS: Kwestia drzewa rodowego to chyba taki mój ulubiony leitmotiv w literaturze, pewnie dlatego, że moja rodzina była wielka i raczej na jednym drzewie byśmy jej nie upchnęły. 🙂 Wypowiedziane słowami Rafała Suryma stwierdzenie, że na ślubie zajmują cały kościół odnosi się dosłownie do mojej rodziny. Moja babcia miała tak dużo rodzeństwa, że ja nigdy nie byłam w stanie ich wszystkich spamiętać, a do tego kuzynki, kuzyni, pociotki. Zawrót głowy gwarantowany!
Kornelia Konarska zaciekawiła mnie od pierwszej chwili, w której się pojawiła i bardzo chciałam poznać jej korzenie – nie myliłam się, okazały się wyjątkowo ważne. 🙂
OB: W wywiadach mówisz, że całe swoje życie uczyłaś się i przygotowywałaś do tego, że będziesz pisać książki.
Opowiedz, proszę, czytelnikom Głębi jak to się zaczęło?
MS: Całe życie wiedziałam, że chcę pisać książki i było to marzenie towarzyszące mi od naprawdę wczesnego dzieciństwa. Pierwsze próby podejmowałam w podstawówce, pisując rymowane bajki, startując w konkursach literackich, a moim celem było ukończenie studiów filologicznych. Z perspektywy czasu nie uważam, żeby studia jakkolwiek ukształtowały mój warsztat, bo na filologii polskiej nie ma zajęć z kreatywnego pisania. Z pewnością jednak przydaje mi się oczytanie, umiejętność krytycznego czytania tekstów, znajomość konstrukcji i schematów. O wiele bardziej przydaje mi się natomiast wiedza zdobyta na etnologii, do której mam wielką słabość i czasem zastanawiam się, jak potoczyłoby się moje życie, gdybym przyjęła ofertę pozostania na uczelni i zajęcia się antropologią literatury.
OB: W jaki sposób Ty jako istota wysoko wrażliwa odnajdujesz się w twardych regułach rynku wydawniczego w Polsce? Twój sukces budzi nadzieję wielu autorów, którzy marzą o wydawaniu. Co jest paliwem, które Ciebie pcha naprzód?
MS: Wysoka wrażliwość to dar i przekleństwo, o czym wiedzą wszyscy, których los postanowił nią obdarować. Na szczęście potrafię skupić się na celu, którego nigdy nie tracę sprzed oczu i robię wszystko, żeby jak najszybciej do niego dotrzeć. Tym celem, rzecz jasna, jest dzień, w którym zostanę zawodową pisarką i będę w stanie utrzymywać się wyłącznie z działalności literackiej.
Rynek książki, jak każdy biznes, to rynek niedemokratyczny, rządzący się prawem dżungli. Brzmi to okrutnie? To może trochę miodu do tego dziegciu. Gorąco wierzę, ba! Jestem o tym przekonana, że upór, poświęcenie, ciężka praca i dobrze zaplanowane kroki pozwolą każdemu piszącemu wejść na ten rynek i rozgościć się na nim na dłużej. Jest tylko jeden warunek: naprawdę trzeba tego chcieć, a to oznacza: rozwijać się, uczyć, nieustannie poszerzać wiedzę i nadążać za konkurencją.
Moją największą motywacją są czytelnicy – z każdym kolejnym tytułem jest ich coraz więcej, a to dla nich przecież psuję swój wzrok i nadwyrężam kręgosłup wieczorami. Oczywiście nie możemy zapominać także o innych kwestiach: zwycięstwo w konkursie wydawniczym na najlepszą powieść komediową, czy wybranie Pruskich bab najlepszą komedią kryminalną w 2020 roku to paliwo, na którym mogłabym dolecieć do Marsa.
OB: Bohaterowie Twoich powieści to istoty stadne, tak było w trylogii Pruskie baby – głównej bohaterce, Edycie daleko do samotnej wyspy. I tak jest w najnowszej powieści – pierwszej części serii W siedlisku pt. Szczęśliwy los. Przeciwstawiasz się trendowi samotnej bohaterki w podróży życia, wyalienowanej poszukiwaczki sensu, grzebiącej sobie w głowie i sercu. Zamiast tego Twoje bohaterki umieją się przyjaźnić i cenią więzy rodzinne. A grzebią… trupy, czy raczej je odkrywają razem z całą otoczką zbrodni 🙂 Czy to świadomy wybór konstrukcji i fabuły?
MS: Wybór czterech bohaterek był jak najbardziej świadomy i stały za nim dwie przesłanki: po pierwsze nie chciałam, by czytelnik utożsamiał mnie z protagonistką (jak miało to miejsce w Pruskich babach), a po drugie zależało mi na tym, by zbudować podwaliny na serię, w której każda część na pierwszy plan powoła inną postać. I nie będą to wyłącznie nasze cztery dziewczyny, bo w drugim tomie W siedlisku zdecydowanie więcej miejsca oddaję Sebastianowi Sierżantowi.
Etykieta autorki komedii kryminalnych przykleiła się do mnie już przy różowej trylogii, a więc wybór gatunku także teraz był świadomy i celowy. Zresztą to nie ostatni cykl kryminałów z humorem, który wyszedł spod mojego pióra. Ale nic więcej na razie zdradzić nie mogę. 🙂
OB: W Poirocie Agathy Christie, Holmesie Artura Conana – Doyle’a czy w świecie jednego z moich ulubionych filmowych bohaterów kryminałów – porucznika Columbo w nieśmiertelnym amerykańskim serialu istotną rolę dla fabuły, budowania napięcia i toku akcji mają szczegóły. Te często przeoczone przez innych bohaterów, a wyłuskane przez tych nadwrażliwych geniuszy, kluczowe dla rozwikłania zagadki. Ale w klasycznym kryminale pod tą warstwą, powiedzmy, zbrodni kryje się często głęboki problem, albo przesłanie dotyczące ludzkiego życia.
W swojej prozie również urzekasz szczegółem – opisami rodzinnych sag, podlaskiej przyrody, portretami postaci. A jednak Twoje bohaterki są inne. Ich siła tkwi w więziach, które potrafią zbudować. Czy to jest, między innymi, przesłanie Twojej literatury?
MS: Ja też uwielbiałam Colombo! W ogóle oglądałam mnóstwo seriali kryminalnych, ale szczególnie lubiłam te, gdzie humor odgrywał ważną rolę i nie mam tu na myśli idiotycznych gagów tylko błyskotliwe i zabawne dialogi. Kryminał jako taki opiera się na archetypie walki dobra ze złem i dążeniu do ukarania tego zła. I choćby tylko z tego powodu nie należy spłycać literatury kryminalnej do „zabił i go złapali”, bo najczęściej zagadka kryminalna stanowi zaledwie kręgosłup fabuły, a wszystkie pozostałe elementy układu ruchowego to właśnie problem, przesłanie i głębia postaci. W moich książkach nie jest inaczej, o wiele bardziej interesuje mnie warstwa obyczajowa i odkrywanie kolejnych sekretów drzemiących w bohaterach niż samo szukanie zbrodniarza. Oczywiście motyw zbrodni jest interesujący, ale tu znów sięgamy po pewne schematy i znane tematy, jak choćby zazdrość, zdrada, poczucie niesprawiedliwości.
Jak słusznie zauważyłaś, w świecie wykreowanym przeze mnie najistotniejsze są ludzkie relacje, rodzinne, romantyczne, przyjacielskie. Tak jak w życiu – bez ludzi nie ma nas, a to, jakie budujemy związki, przekłada się na wszystkie warstwy naszego życia.
OB: Czy planujesz napisać klasyczny kryminał? Stworzyć swoją serię o genialnej pani detektyw ( jakoś nie mam wątpliwości, że w Twoim autorskim wykonaniu byłaby to kobieta:) )?
MS: Planuję, choć raczej protagonistą będzie mężczyzna. Od kilku miesięcy go obserwuję i staram się rozwikłać jego biografię. Ale raczej nieprędko będę mogła spisać jego przygody, bo aktualnie mam sporo pracy przy komediach kryminalnych.
OB: A, to mnie wywiodłaś w pole i pewnie jeszcze nie raz zaskoczysz! 🙂
Branża, w której pracujesz w pozafikcyjnym świecie wydaje się być kopalnią pomysłów na komedię kryminalną – czy się mylę? – choć może raczej z gatunku urban horror? Zamierzasz włączyć swoje bogate zawodowe doświadczenie do literatury czy wolisz rozgraniczyć te dwa światy?
MS: Jesteś kolejną osobą, która widzi w mojej pracy potencjał na komedię kryminalną, ale ja niestety tej opinii nie podzielam. Przyszedł mi do głowy pomysł na korpo kryminał, jednak nie wiem, czy to w jakikolwiek sposób mogłoby być dla kogoś interesujące. Raczej nie będę sięgać do tego doświadczenia, bo ono stoi u mnie na zupełnie przeciwnym biegunie niż intrygujące mnie tematy.
OB: Lila, Ala, Basia i Julia trafiają szczęśliwy los i realizują młodzieńcze marzenie. Trafiają milion z górką w lotto, rodową posiadłość i zwłoki – bez tego nie mogło się obyć.:) Powiedz coś więcej o swoich bohaterkach – jak powstawały, czy miałaś pełną kontrolę nad ich osobowościami, czy może wymykały się Tobie w trakcie pisania?
MS: Ja ich jeszcze całkiem nie poznałam. Nie wiem, jak potoczą się losy małżeństwa Ali, co nowego wymyśli Julka, w którą stronę pójdzie relacja Basi z Piotrem.
Przyszły do mnie we cztery, zaprosiły na wino po ciężkim dniu i tak się ta historia zaczęła.
Ja nigdy nie kontroluję moich bohaterów i to jest właśnie najciekawsza część pracy pisarki.
OB: Pochodzę z Mazowsza, to rzut beretem na Podlasie. Co Ciebie urzekło w tym regionie na tyle, by osadzić akcję książki właśnie tam – wielokulturowość, malowniczość krajobrazów, urokliwy dialekt podlaski?
MS: Och, moja Droga, to jest temat na książkę i to niejedną! 🙂 Nie bez powodu mówi się, że Podlasie to najbardziej magiczny zakątek Polski. Tego się nie da opisać (choć ja próbuję, ale wychodzi mi to raczej nieudolnie, skoro pytasz :D), to trzeba poczuć. Na własne oczy zobaczyć te chatki z kolorowymi okiennicami, poczuć zapach kwitnących bratków i zawilców, zachwycić się promieniami słońca igrającymi na powierzchni rozległych jezior, usłyszeć szum drzew w puszczy i śpiew ptaków w rezerwacie. Zajrzeć do maleńkiej wsi, w której wszyscy się do Ciebie uśmiechają i zapraszają na herbatę, domowy chleb z kminkiem i ser własnego wyrobu.
OB: Znam to, mam zapełnioną kartę pamięci z jednych wakacji na Podlasiu.
Gosiu, czy ty się śmiejesz ze swoich komedii, pisząc? Widać u ciebie zarówno komizm sytuacyjny jak i językowy. Można ubawić się czytając Szczęśliwy los gęsty od odniesień do literatury i filmu, przeuroczych indywidualizacji językowych zawartych w powiedzonkach jak „luksusowa Alutka” (która od razu przypomniała mi cudowną kreację aktorską Joanny Trzepiecińskiej w Rodzinie zastępczej), nazwach miejsc (Babibór), opisach i nazwiskach bohaterów. Stworzyłaś całą wieś zamieszkałą przez żywe postaci, w których imionach i nazwiskach zaczynających się na tę samą literę zawiązałaś supełek tajemnicy. Poznajemy bohaterów, z których każdy mógłby być pierwszoplanowy, jak: Malwina i Mieczysław Maślankiewiczowie, Teresa i Tadeusz Tarnaccy, August Arciszewski, Polikarp i Piotr Piaseccy, Patrycjusz Pieprzyca, Kornelia Konarska, Sebastian Sierżant, Sabina i Szczepan Szymczakowie, nawet Oktawian Marcinkiewicz – od razu widać, że zamiejscowy:)
Co Ciebie bawi? Jaki rodzaj poczucia humoru jest Tobie szczególnie bliski?
MS: No właśnie ja się nie śmieję. Po jakimś czasie, kiedy zupełnie wyruguję z głowy to, co napisałam, zdarza mi się uznać jakiś fragment za zabawny. Ale ja w ogóle nie lubię swoich książek, podchodzę do nich bardzo krytycznie i naprawdę rzadko jestem zadowolona. Nauczyłam się jednak nie opierać na własnej opinii, tylko wysyłać tekst do zaufanych beta czytelniczek i jeśli one mówią, że jest petarda, to uznaję, że wstydu nie będzie :).
Mnie bawi i zawsze bawił inteligentny dowcip językowy, dlatego tak bardzo lubię kabaret literacki z okresu międzywojnia, uwielbiam błyskotliwe gry słów, skojarzeń, sięganie po cytaty kultury. Oczywiście komizm postaci, czyli taki, który znamy z twórczości Moliera czy Szekspira, także bardzo mi odpowiada, co wyraźnie widać właśnie w Szczęśliwym losie, choć staram się nie powoływać do życia bohaterów wyłącznie służalczych wobec fabuły. Moi bohaterowie mają być żywi, jakby wydrukowani w 3D, żeby każdy mógł budzić właściwe emocje.
OB: I są. Pruskie baby czytałam rok temu na pomorskiej wsi i cechy twoich postaci co rusz odbijały się w żywych ludziach jak w lustrach.
W Szczęśliwym losie podobało mi się zręczne związanie klasyka – Adama Mickiewicza z fabułą, co pozostawimy czytelnikom do odkrycia podczas lektury. Skąd ten pomysł i czy będą kolejne łączniki literackie z wieszczami literatury polskiej (tropy widać już w pierwszej części:)?
MS: Sama nie wiem, co mi strzeliło do głowy z tym Mickiewiczem, bo ja przecież romantyzmu serdecznie nie znoszę. Chyba chciałam sama sobie rzucić wyzwanie i udowodnić, że żadnych tematów się nie boję :). Odniesień do literatury w mojej twórczości jest i będzie dużo, nie po to czytałam osiemset stron dziennie na studiach, żeby nie zrobić z tego użytku :). A tak poważniej, to Adam Mickiewicz na stałe wpisał się w historię Babiboru i o bezwzględnie zostanie, w drugim tomie pojawi się też Słowacki. Czy będą kolejni? Korcą mnie Fredro i Kraszewski – moi ulubieńcy z pierwszej połowy XIX wieku. Może uda mi się gdzieś wcisnąć Balzaka, ale jeszcze o tym nie myślałam.
OB: Balzak rzucił mi się w oczy, a raczej jego umiłowanie kawy. 🙂
Gdzie piszesz? Jak wygląda Twoja twórcza przestrzeń?
MS: Odkąd świat stanął na głowie, piszę wszędzie. Najczęściej w mojej sypialni, która od roku pełni również funkcję gabinetu, a także przy stole w salonie, a na wsi, która jest moim miejscem wytchnienia, najbardziej lubię siedzieć na tarasie. Poza komputerem i toną książek potrzebuję mieć kawę, colę i dużo, nie, bardzo dużo słodyczy.
OB: Czy zamierzasz osadzić akcję którejś ze swoich powieści w pandemicznej rzeczywistości? A może popełnisz mord doskonały na wirusie, za który cała ludzkość byłaby wdzięczna?
MS: Absolutnie nie. Jest to jeszcze mniej prawdopodobne, niż napisanie przeze mnie powieści erotycznej.
OB: Rozumiem, że te akurat bieguny pozostawiasz do odkrycia innym autorom.
Jesteś pisarzem, który nie tylko uchyla rąbka swego warsztatu i pisarskiego rzemiosła, ale wprost zaprasza czytelników do uczestniczenia w procesie tworzenia powieści. Co to Tobie daje?
MS: Jeśli widzę jakikolwiek plus przeniesienia życia kulturalnego do internetu, to jest to przede wszystkim możliwość nawiązania relacji z czytelnikami ad hoc. Debiut w pandemii był krokiem bardzo ryzykownym i gdyby nie możliwość organizowania spotkań on-line, kontaktowania się z ludźmi via portale społecznościowe, prawdopodobnie moje książki, a zatem i ja jako autorka, przepadłybyśmy bez echa. Wokół mnie skupili się niezwykle życzliwi ludzie, a od nich właśnie czerpię energię i motywację. Cieszę się, że Malwina Maślankiewicz zechciała podarować mi swoje personalia i nie wykluczam, że pożyczę je od kogoś jeszcze.
OB: Teraz pytanie o oblicze pisarki i kobiety: piszesz w powyciąganym dresie i bez makijażu czy raczej stawiasz się do pionu przed tym, jak zasiadasz do pisania?
MS: Często nawet nie wychodzę spod kołdry :). Zrobiłam się strasznie leniwa przez tę pandemię i wcale nie chce mi się ubierać. Noszę trzy bluzki na krzyż, piorę, zdejmuję z suszarki, zakładam i tak w kółko. Do pisania nie potrzebuję wyglądać jak milion dolarów, motywują mnie do tego jedynie spotkania z czytelnikami albo konieczność wyjścia do pracy, na szczęście rzadko to robię.
OB: Jak wydanie pierwszej serii powieści zmieniło Twoje życie?
MS: Przede wszystkim w dniu premiery Pruskich bab zorganizowałam swój pierwszy live na Facebooku. Do teraz pamiętam ten stres, po którym dochodziłam do siebie trzy dni. Później pojawiły się kolejne spotkania, także moderowane i powoli przyzwyczajałam się do nich. Dziś instruuję innych pisarzy ;).
Zmieniło się o tyle, że poza pisaniem muszę znajdować dużo czasu na promocję. Niestety mit romantycznego pisarza zamkniętego w oparach dymu nie sprawdza się w XXI wieku i każdy piszący musi być obecny w mediach społecznościowych, kontaktować się z różnymi ludźmi, instytucjami, a w moim przypadku to także konieczność dbania o pozyskiwanie nowych możliwości promocji. Wydaję książki w małym wydawnictwie, a więc nie stoi za mną wieka machina z ogromnymi pieniędzmi, więc wiele rzeczy muszę robić sama. Początkowo bardzo mnie to męczyło, wielu rzeczy nie wiedziałam, bałam się podejmować dialog z dużymi blogerami, pisać do mediów czy nawet reklamować swoją twórczość w grupach. Dzisiaj jest to wpisane w mój dzień.
OB: Jesteś dostępna dla czytelników na swoim profilu autorskim oraz w grupach pisarskich i czytelniczych. Wiem jednak, że nie możesz się doczekać spotkań autorskich na żywo. Najbliższe odbędzie się…
MS: Na żywo to chyba niezbyt szybko, mam nadzieję, że od wakacji zacznie wracać normalność. Według kalendarza wydawniczego w czerwcu mają zacząć się festiwale literackie, jeśli się odbędą, to planuję brać udział w spotkaniach i na pewno będę też dostępna dla czytelników na stoiskach wydawnictwa Vectra.
A tymczasem zapraszam do śledzenia mojego profilu, gdzie zapowiadam wszystkie nadchodzące wydarzenia on-line.
OB: Dziękuję pięknie za przyjęcie zaproszenia do Głębi i rozmowę.
MS: Dziękuję bardzo.
Kwiecień 2021
*
Odkryj:
Profile Małgorzaty Starosty na Facebooku, Instagramie.
Szukaj książek Autorki na Legimi.pl i Lubimyczytać.pl.
*
Nie znasz jeszcze książek autorki?
Zapraszam do przeczytania recenzji Głębi debiutanckiej powieści Małgorzaty Starosty pt. Pruskie Baby.
WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
2 Odpowiedzi
Magdalena Wytrębowicz
30 kwietnia, 2021Szalenie miła rozmowa. Choć nasza piękna Starościna już nieco okrzepła w pisarskiej rzeczywistości, to wciąż trzymam kciuki i za nią, i za jej pełne ciepła powieści. I serdecznie Was obie ściskam.
Olga Bartnik
30 kwietnia, 2021Dziękuję, Magdo:) Tak, Gosia już szturmuje pisarskie salony, a pamiętam tego pierwszego lajwa, o którym wspomina. Byłam razem z nią. Na wywiad umawiawiałyśmy się od jej debiutu i mojej skromnej recenzji „Pruskich bab”, ale zawsze coś stawało na drodze. Tym bardziej ciszę się z tej przesympatycznej rozmowy.
Uściski dla Ciebie.
Olga