Janusz Muzyczyszyn | Wywiady Głębi

Olga Bartnik: Witaj Januszu w przestrzeni Kobietą być i w Głębi.

Janusz Muzyczyszyn: Witaj Olgo, witajcie goście tego zakątka sieci. Mam nadzieję, że swoimi odpowiedziami nie zanudzę czytelników Głębi.

 

OB: Na pewno ich zaciekawisz. Moje spotkanie z Twoim piórem zaczęło się od poezji. Wydałeś dwa tomiki wierszy Dziewczyny, kobiety, czas (2016) i Myśli słodkie, gorzkie (2018). Kiedy zacząłeś swoją przygodę z pisaniem?

JM: Moje pisanie ma w zasadzie dwa początki i na razie tylko jeden koniec. Moje pierwsze, niezbyt udolne próby pisaniny, bo dziś nie nazwałbym tego pisaniem, zadziały się ponad pięćdziesiąt lat temu. Był to krótki, jednorazowy epizod. Byłem współautorem szopki noworocznej w sanatorium, w którym wówczas przebywałem. Jakiś czas później popełniłem też kilka wierszy zafascynowany pewną panią i… długa cisza. Jako że z wykształcenia jestem metalurgiem, a z zawodu informatykiem (ponad czterdzieści lat stażu) i mam ścisły umysł, w którym jak gdyby nie było miejsca na poezję, mogę powiedzieć, że przez dorosłe życie nie przyszło mi do głowy takie „prawdziwe pisanie”. Dopiero po paru latach od przejścia na emeryturę zacząłem znowu coś tam „dłubać”, jak zwykle, do szuflady.

Któregoś letniego dnia w 2016 roku w rozmowie z przyjacielem – reżyserem teatralnym – nadmieniłem półgębkiem, że… no coś tam sobie skrobię. Jego odpowiedź zapamiętałem na całą resztę życia: „Co ty, frajer jesteś? Do szuflady piszesz? A weźże to wydaj”. No to dopisałem kilka wierszy do tych, które już miałem i nie mając żadnego pojęcia, jak się należy zabrać za proces wydawniczy, wydałem w listopadzie 2016 mały skromny tomik w formule vanity publishing. Prawdę mówiąc, wtedy nawet nie wiedziałem, że to się tak nazywa. No i to był ten drugi początek.

Później poszło ciut łatwiej. Wiosną 2017 roku dziewięć moich wierszy ukazało się w zbiorczej Antologii Poetów Współczesnych, a w kolejnym roku wydałem samodzielny tomik, zatytułowany Myśli słodkie, gorzkie, o których byłaś łaskawa napisać parę ciepłych słów. Latem ubiegłego roku urodził mi się w głowie pomysł na napisanie powieści. Dość szybko przelałem go na papier, a raczej wklepałem w klawiaturę laptopa. I wtedy dostałem kolejny impuls, kolejnego kopa do przodu. Wspaniała redaktorka i pisarka, Justyna Karolak, zmotywowała mnie do upublicznienia tekstu powieści. Wysłałem go do wydawnictwa WasPos, w zasadzie bez szczególnej wiary w powodzenie. Zaskoczeniem wielkim była otrzymana prawie natychmiast umowa wydawnicza. Efektem jest wydana w lipcu tego roku powieść Mój drugi brzeg. Co dalej – zobaczymy.

 

OB: Zadebiutowałeś zatem pisarsko jako dojrzały już człowiek. Jakie zalety ma, z Twojej – ludzkiej i pisarskiej perspektywy, taki właśnie debiut?

JM: Moja odpowiedź na to pytanie jest z konieczności bardzo subiektywna. Chyba w każdym momencie życia jest dobry czas na debiut – nie tylko pisarski. Najtrudniej jest zrobić pierwszy krok. Myślę, że zaletą rozpoczynania kariery pisarskiej w późnym wieku (mam dziś 71 lat) jest bogaty bagaż doświadczeń życiowych, swoich i cudzych – tych, znanych z opowiadań. To wszystko razem tworzy w głowie zaczyn, który fermentuje, dojrzewa i w końcu wykluwa się na świat pod postacią kolejnego utworu: wiersza, opowiadania czy powieści.

Mam tę przewagę nad bardzo młodymi pisarzami, że znam to o czym piszę, wiem jakie to jest, doświadczyłem tego bezpośrednio, bądź pośrednio. Młodzi muszą sobie pewne rzeczy bądź wyobrażać, bądź się ich domyślać. Mówię tu oczywiście o utworach o tematyce współczesnej. Jako doświadczony życiowo człowiek widzę w moim pisarstwie szansę na przekazanie czytelnikom moich przemyśleń na temat życia, codzienności, przeszłości czy przyszłości. Świadomy jestem oczywiście moich braków warsztatowych i nad tym staram się pracować.

 

OB: Podoba mi się koncepcja tego „zaczynu”. Dla kogo piszesz?

Dobre pytanie, odpowiedź znacznie trudniejsza. Gdy wysyłałem do wydawnictwa moją debiutancką powieść, miałem nadzieję, że może spodoba się czytelnikom tak zwanego starszego pokolenia, bo cóż może być interesującego dla młodego człowieka, przed którym całe życie, w historii starego, schorowanego mężczyzny, na dodatek uziemionego w domu opieki. Pierwsze reakcje czytelników zdumiały mnie i niezmiernie ucieszyły. Okazało się, że (może trochę nieświadomie, a w każdym razie nie z premedytacją) poruszyłem w powieści tematy uniwersalne, ważne również dla ludzi młodych.

Tu chcę przytoczyć pewną historię, która wydarzyła mi się w ubiegłym roku. Umawiałem termin spotkania autorskiego w sympatycznej kawiarence o zacięciu i klimacie artystycznym. Pani prowadząca kawiarnię jest opiekunką grupy teatralnej licealistów. Umówiliśmy się, że młodzi wybiorą sobie sami kilka wierszy z mojego drugiego tomiku i przygotują krótki spektakl. Szczęka opadła mi na podłogę, gdy okazało się, że jednym z wierszy, który okazał się dla nich bardzo ważny, był wiersz zatytułowany Samotność. Wiersz mówiący o samotności starego człowieka. W rozmowie z młodzieżą dowiedziałem się, że to jest również ich ogromny problem i w recytacji przekonująco to pokazali.

Reasumując, z dzisiejszej perspektywy mogę powiedzieć, że swoją twórczość kieruję do wszystkich czytelników: tych młodych i tych mniej czy bardzo już dojrzałych.

 

OB: Tematem, który przewija się w Twoich utworach literackich – wierszach i w debiutanckiej powieści Mój drugi brzeg, której recenzję można przeczytać na blogu,  są relacje z kobietami. Czym są dla Ciebie jako poety i pisarza?

JM: Kobiety są solą i pieprzem tego świata. Czym byłby on bez Was? Czym my, mężczyźni bylibyśmy? Przecież relacje kobieta – mężczyzna to źródło wszystkiego, co dzieje się wokół nas: fascynacji, przyjaźni, marzeń, miłości, ale i nienawiści, odrzucenia, samotności, łez i dramatów. To również napęd naszego życia codziennego, tego zwykłego: pobudka, praca, zakupy, dom, kolacja, zbliżenie, sen.
Kobiety są dla mnie inspiracją, szczególnie gdy piszę wiersze. Są dla mnie niejako „kopalnią” emocji, wzruszeń, doznań, które najłatwiej mi opisać w wierszach właśnie.

 

OB: Dobrze nam idzie, więc pociągnę temat dalej.
Kobiety są wszechobecne w Twoim pisaniu. To jak hołd złożony kobiecości. Zawierasz w swoich tekstach całą paletę emocji względem płci pięknej – zachwyt, podziw, szacunek, ironię, cynizm, ale najbardziej chyba tęsknotę. Za czym ta tęsknota? Za jakimś określonym typem kobiecości? Wzorem utkanym z Twoich doświadczeń czy też bytem innym ze swej natury i dlatego fascynującym? Wybacz, jeśli to zbyt osobiste pytanie, lecz dla mnie i myślę, że czytelników interesujące.

JM: Nie tęsknię za jakąś konkretną, czy szczególną kobietą. Oczywiście – pewnie jak każdy mężczyzna – mam gdzieś głęboko w głowie swój ideał kobiety, ale pisząc wiersze, a szczególnie prozę, staram się stać na ziemi. Staram się przekazać takie zwykłe codzienne uczucia i odczucia związane z tym, co na roboczo nazywam sobie „ja-ty-my”. Oddać wszystkie barwy relacji damsko – męskich.

Nie jest jednak tak, że piszę wyłącznie o kobietach. Mam kilka cykli wierszy o zupełnie innej tematyce. Jeden z nich ma roboczy tytuł Moje miejsca na ziemi. Jak sama nazwa wskazuje, zawiera wiersze opisujące różne miejsca (na razie w Polsce), które w jakiś sposób okazały się dla mnie ważne, czy inspirujące. A to Dolina Rospudy, Beskidy, czy ruiny starej łemkowskiej wsi, to znów historia zaklęta w starych budynkach, czy ulicach mojego ukochanego Górnego Śląska.

 

OB: Chętnie się z tymi wierszami zapoznam.
Proponuję przejść do Twojego debiutu prozatorskiego. Narracja pierwszoosobowa, pamiętnikarska, na którą się zdecydowałeś w książce, przez wielu nazywana jest miałką. Jednak, czytając powieść poczułam jej moc, ponieważ cały czas czułam się bardzo blisko bohatera. Nie podzielałam niejednokrotnie jego emocji czy przekonań, ale rozumiałam jego świat i jego wybory. Z jakiego powodu Ty zdecydowałeś się właśnie na ten sposób snucia opowieści?

JM: Siadając do pisania tej powieści byłem w sytuacji człowieka, który nie wie, że taki pomysł jest ryzykowny i trudny do zrealizowania. Wizję całości powieści, jej konstrukcji, miałem w głowie od razu. Szybko napisałem plan, z którego wynikało wprost, że narracja musi być prowadzona w pierwszej osobie. Jak wiesz, powieść nie opisuje losów wielu postaci, nie ma wielu skomplikowanych wątków. Jej osią jest historia życia jednego człowieka, widziana z perspektywy czasu. Starałem się podać ją w taki sposób, aby pokazać czytelnikowi, że nie wszystko zawsze jest tylko czarne lub białe, że w życiu człowieka są też różne odcienie szarości, a jak ma szczęście to i inne kolory. Nie planowałem jednak manipulacji odczuciami odbiorcy. Jak napisałem wcześniej – historię Jana miałem w głowie jako całość. Musiałem ją tylko przelać na papier w interesujący i logiczny sposób.

 

OB: To co mnie wprost zachwyca w Twoich wierszach i powieści to jej prostota, precyzja języka, zwyczajność bohaterów. W czasie gdy na listach bestselerów pierwszą piątkę zajmują thrillery kryminalne, fantasy, przygoda z elementami magii, Ty debiutujesz portretem zwy- czajnego mężczyzny u kresu jego dni. Dlaczego taka decyzja?

JM: Nasze codzienne życie jest przecież zwyczajne. Dlaczego zatem nie spróbować go opisać? Wiem, że każdemu z nas marzy się czasem odskocznia w świat fantazji, gdzie czarodziejską różdżką rozwiązujemy wszystkie problemy, albo w świat przemocy fizycznej, gdzie ten sam efekt bohaterowie osiągają pięścią, kopniakiem czy karabinem. A potem wracamy do codzienności i… nie ma różdżki, ani karabinu, a problemy są. I o takich codziennych problemach staram się pisać. O lękach, troskach, miłości, zdradzie, rozczarowaniu, ale i o tym, jak sobie moi bohaterowie z tym radzą.

 

OB: Książkę czytałam, przyznam, na raty, ponieważ niesie ona w sobie silny ładunek emocjonalny. Co chciałeś uświadomić czytelnikowi poprzez historię Pana Janka?

JM: Może nie tyle uświadomić, bo nie uważam się ani za nauczyciela, ani tym bardziej za przewodnika dusz, co pokazać, że zawsze warto być sobą i wiedzieć, czego się chce od życia. Że w obliczu upływającego czasu, kiedy człowiekowi przybywa lat, przeszłe wydarzenia wyglądają zupełnie inaczej, niż widzieliśmy je wtedy, gdy się działy. Że nie warto zostawiać po sobie nie pozałatwianych spraw, niedomkniętych relacji i niezabliźnionych ran. Ze życie mija – czasem bardzo szybko i może nam braknąć czasu, by powiedzieć komuś: „kocham”, „przepraszam”, albo „wybaczam”, zanim dotrzemy na ten tytułowy „drugi brzeg”.

 

OB: Ile z Ciebie jest w głównym bohaterze?

JM: Prawdę mówiąc, jedynie pewne przemyślenia na temat życia. Jan Marczak jest postacią od początku do końca fikcyjną. Oczywiście cała jego historia opisana w powieści jest efektem zlepienia ze sobą iluś różnych historii – przeczytanych, zasłyszanych, w niewielkim stopniu również przeżytych. Z nich wszystkich ulepiłem to „ciasto”, dodałem trochę „rodzynek” i w efekcie powstała powieść. Nie jest to w żadnym stopniu ani biografia, ani tym bardziej autobiografia, choć nie ukrywam – zabieg z pierwszoosobowym narratorem miał takie wrażenie wywołać.

 

OB: Jeden z bohaterów Twojej powieści mówi dialektem, to bardzo ciekawy zabieg pisarski, który daje czytelnikowi lepszy obraz bohatera niż wszystkie opisy. Skąd ten pomysł?

JM: Urodziłem się i całe życie mieszkam na Górnym Śląsku, choć moi rodzice stąd nie pochodzili. Mogę więc powiedzieć o sobie, że jestem Ślązakiem w pierwszym pokoleniu. Język śląski był moim drugim, równolegle używanym językiem. Rodzice mówili zawsze piękną polszczyzną, za to wszyscy moi koledzy „na placu” – po śląsku. Język śląski (bo nie jest to w moim przekonaniu dialekt, a w pełni ukształtowany język, ze swoją gramatyką, słownictwem, składnią) jest elementem życia w moim regionie. Takim, jak historia – zupełnie przecież inna, niż historia pozostałych regionów Polski: inne były wojny, inne sojusze, inni przyjaciele i wrogowie.

Zatem uważam za naturalne umieszczenie w swojej powieści śląskiego akcentu.

 

OB: Jak wygląda biurko pisarza – Janusza Muzyczyszyna?

JM: Biurko mam raczej wirtualne. Nie mam stałego miejsca z szufladami, przegródkami i korkową tablicą na ścianie. Najbardziej ulubioną dla mojego kręgosłupa, jest pozycja półleżąca na łóżku. Obkładam się słownikami, notatkami i piszę. Albo redaguję, jako że od pewnego czasu zajmuję się również redagowaniem powieści innych autorów, na zlecenie wydawnictwa WasPos. To niezwykle ciekawe i bardzo czasochłonne doświadczenie.

 

OB: Nad czym teraz pracujesz? W jakie rejony wiedzie Cię Twój głód życia, które chcesz wyciskać jak cytrynę, pasja do uprawiania literatury i smykałka społecznika, jaką widać w Twojej aktywności w sieci?

JM: Nawiązałaś do motta z mojego bloga, który prowadzę już ponad cztery lata. Tak, uważam, że życie jest tak krótkie, że warto i należy wykorzystać je najlepiej i najmądrzej jak to tylko możliwe – dla siebie i dla innych. Chcę uprawiać moje literackie poletko tak długo, jak to tylko będzie mi to dane. W tym roku skupiłem się na prozie. W lipcu wyszła moja powieść debiutancka Mój drugi brzeg, w wydawnictwie WasPos na etapie redakcji jest moja druga powieść, zatytułowana Droga 88, a na tapecie mam rozpoczęte kolejne dwie. Proces ich tworzenia potrwa troszkę dłużej. Nieco zaniedbałem poezję, ale w moim laptopie leży i czeka gotowy, trzeci już tomik wierszy i zapewne na przełomie roku 2019-20 spróbuję go wydać. Chętnie biorę też udział w spotkaniach autorskich – o ile ktoś zechce takowe zor- ganizować. Na pewno się nie nudzę.

 

OB: Zbliża się jesień, wymarzona pora na to by zaszyć się pod kocem z książką i ciepłą herbatą. Co czytasz dla przyjemności, a co dla rozwoju warsztatu pisarskiego?

JM: Aktualnie i z jednym i z drugim mam problem, z racji nawału prac nad redakcją dzieł innych autorów. Jak się już ogarnę, wrócę do czytania i pisania. Czytam dla przyjemności kryminały skandynawskich autorów. Uważam, że to świetne powieści obyczajowe, mocno osadzone w realiach. Nad rozwojem swojego warsztatu staram się pracować na dwa sposoby: czytam klasyków – pisarzy i poetów i uczę się od lepszych od siebie. Za miesiąc za- czynają się roczne warsztaty pisarskie, w których wezmę udział. Wiele sobie po nich obiecuję.

 

OB: Wspaniale. Januszu, powodzenia w Twoich kolejnych projektach pisarskich. Dziękuję uprzejmie za rozmowę:)

JM: I ja dziękuję za Twoje zainteresowanie twórczością i osobą starszego pana, który zadebiutował jako pisarz. Miło mi było gościć w progach Głębi.

 

JANUSZ MUZYCZYSZYN – BIOGRAM PISARZA

Janusz Muzyczyszyn

Janusz Muzyczyszyn, fot. Tomasz Muzyczyszyn

 

Rocznik 1948 r., absolwent Politechniki Śląskiej, z 45 lat stażem pracy zawodowej jako informatyk. Pisarz i redaktor od kiedy po przejściu na emeryturę ma czas zgłębianie swoich pasji.

Miłośnik sztuki, szczególnie dobrej literatury, teatru. Na swoim blogu publikuje recenzje książek i przedstawień teatralnych, relacje z wydarzeń społecznych i kulturalnych regionu, w którym mieszka.

Tu znajdziesz link do bloga Janusza Muzyczyszyna.

W 2016 roku wydał debiutancki tomik poezji Dziewczyny, kobiety, czas. W 2017 roku jego wiersze ukazały się w 3. Antologii Poetów Współczesnych Wiersze sercem pisane. W listopadzie 2018 roku ukazał się drugi zbiór wierszy autora, zatytułowany Myśli słodkie, gorzkie. W lipcu 2019 roku ukazała się pierwsza powieść Janusza  Mój drugi brzeg – recenzję Głębi znajdziesz tutaj.

 

 

Wrzesień, 2019

 

Wszelkie prawa zastrzeżone.

 

2 Odpowiedzi
  • Janusz Muzyczyszyn
    21 stycznia, 2020

    Droga Olgo, dziękuję za niezmiernie sympatyczną, choć zdalną rozmowę. Twoje wnikliwe pytania pozwoliły mi (i pomogły) wygrzebać z pamięci kilka dawno zapomnianych wątków. Współpraca z Tobą, to sama przyjemność. Masz nieczęsto spotykana lekkość pióra – widać to zresztą w Twoich postach na blogu . Raz jeszcze dziękuję i serdecznie pozdrawiam!

    • Olga Bartnik
      21 stycznia, 2020

      Januszu, bardzo dziękuję i za książkę, i za ciekawy wywiad, i za Twoje dobre słowo. Kto wie, może kiedyś wrócę do Polski i przyjdę na Twoje spotkanie autorskie? Byłaby szansa rozmowy na żywo 🙂 Pozdrawiam serdecznie i pozostaję w kontakcie, Olga

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.