Haust ciszy

Jeszcze kilka kroków szarym asfaltem, za nim parę kolejnych poboczem drogi, wysypanym grafitowym, kanciastym gruzem i jestem na leśnej ścieżce. Mijam granicę, w której zieleń wyłania się naraz jak zawieszona w powietrzu mięsista zasłona. Drzewa, krzewy, kwiaty, trawy wyrastają pod stopami, wiszą kiśćmi nad głową udając niebo, wchłaniają mnie w siebie.

 

Zwalniam tempo, pragnę poczuć każdy pojedynczy krok, zapamiętać gęste odcienie zieleni, która jedynie szarościom skał ustępuje miejsca. Żyją tak w symbiozie – rośliny, głazy i kamienie. Jedne rodzą się, zachwycają rozkwitem i umierając, ścielą się pod stopami drugich, których wygładzone powierzchnie mówią o ludzkiej obecności. Idę dalej i zaczynam ją słyszeć wyraźniej. Mozolnie wspinam się na szczyt, czuję pulsowanie w skroniach, głębszy oddech, wypełniony krystalicznie świeżym powietrzem. Stopy znają na pamięć każdą szczelinę wzgórza, dłonie otwierają się, palce odnajdują długie, smukłe trawy, rosnące po obu stronach ubitej ścieżki. Raz ja je głaszczę, raz one mnie obdarowują niemą pieszczotą.

 

W miarę, jak wspinam się na szczyt nikną drzewa, majaczą pojedyncze tylko kępy wrzosów. Natura zdejmuje swoją zdobną suknię tak, jak spragniona kobieta po drodze do sypialni ukochanego. Zatrzymuję się po to, by wziąć kilka głębokich oddechów. Przymykam oczy. Wciągam powietrze – zwykłe H2O plus. Plus skroplona kryształowa cisza. Wibruje we mnie, przenika ścianki komórek, miesza się z krwią i trafia do każdej komórki ciała – do mózgu, serca, nerwów. Oblepia je i budują nową, dźwięczną strukturę. Cisza gra we mnie tak, jak krople rosy we wnętrzu dzikich dzwonków na wrzosowisku.

 

Tu przeczytasz tekst Harmonia Pani Jesieni.

Tu zajrzyj i przeczytaj Cichą, łagodną pieśń o pamiętaniu.

Napisz pierwszy komentarz.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.