Dwie dusze, dwa pióra. Miniatura | Misiak

Drogi Czytelniku,

 

Oddaję w Twoje ręce gorącą miniaturę, która powstała w finale konkursu Dwie dusze, dwa pióra. Miniatura, ogłoszonym przez Kobietą być w marcu 2020.

Tu znajdziesz posty dotyczące konkursu, regulamin, a tu lajw konkursowy. W kwietniu razem z Jadzią Gibson snułyśmy tę opowiastkę przy kawie, śmiałyśmy się, płakałyśmy i poznawałyśmy w okołoliterackich przestrzeniach.

Serdecznie zapraszamy…

 

 

Misiak

 

 

Siedziała pod parasolem przy hotelowym basenie. Zmrużyła oczy, przeciągnęła jak kot, który postanowił zmienić pozycję przed zapadnięciem w drzemkę. Żar dnia rozlał się po asfaltowych ścieżkach hotelowych tworząc lustrzany miraż. Słońce odbijało się w nim  złotooranżowo. Leżaki pstrzyły się odcieniami błękitów i turkusów, kusiły powracających ze sjesty turystów. Barman uwijał się z  przygotowaniem pubu na egzotyczne szaleństwo. Z pootwieranych na oścież balkonów niosły się odgłosy muzyki, podnieconej paplaniny we wszystkich językach świata, gromkiego śmiechu. Kogoś poniosło i sypnął przekleństwami po rosyjsku. Dzieci wyśpiewywały popołudniowe arie.

Kombinat – pomyślała i rzuciła okiem na dwoje własnych podopiecznych nurkujących w przejrzystej lazurowej wodzie. Jej syn metodycznie uczył młodszą siostrę oddychania pod wodą w nowej masce. Rozłożyła leżak, wyglądało na to, że zostaną tu dłużej. Usłyszała przeciągły gwizd, plusk, brawa kilku par rąk. Leniwie zerknęła w kierunku źródła dźwięku. Zobaczyła smukłe ramiona sprawnie przemierzające kraulem wzburzoną taflę wody. Po chwili pływaczka chwyciła barierkę po drugiej stronie basenu, zwinnym ruchem podciągnęła się i wyszła na brzeg prężąc nieziemsko piękne ciało. Odnalazła swój fotel, niespiesznie wytarła się ręcznikiem i narzuciła mleczno-przezroczyste pareo. Zupełnie ignorowała adorujących ją mężczyzn, których podniesione głosy docierały nawet tu, do leżaka Niny. Kobiety jak ta powinny spędzać wakacje w oddzielnych, zamkniętych kurortach, by zwyczajne nie zaburzać prawideł rządzących w ośrodkach przeznaczonych na rodzinne wakacje – pomyślała sącząc drinka Hawaiian Sunset. Poprawiła narzucony na ramiona szal i przymknęła oczy.

– Przepraszam panią… – miękki głos wyrwał ją z drzemki – Czy mogę się dosiąść? –zdumiona patrzyła na kobietę, której kształty z bliska kusiły by je dotknąć i sprawdzić czy są wytworem natury czy jednej ze współczesnych fabryk piękna.

– T.. tak… proszę… – wydukała i poprawiła sylwetkę na leżaku. – Czy coś się stało…mogę jakoś pani pomóc?

– O, tak! Byłabym wdzięczna, gdybym mogła tu obok pani po prostu posiedzieć w spokoju, bo nie dane jest mi to na moim leżaku… Tamci mężczyźni … – wskazała dyskretnie skinieniem głowy nie dają mi spokoju, a nie szukam męskiego towarzystwa.

– No… dobrze, proszę. A skąd wiedziała pani…

– Och, to… usłyszałam dzieci rozmawiające w basenie. Od razu namierzyłam pani opiekuńczy wzrok. Mam nadzieję, że nie ma pani mi tego za złe, nie zaczepiam cudzych dzieci, ale dziś… Usłyszałam język polski i poczułam ulgę. Rozumie pani… – spojrzała na kobietę szczerze zakłopotana.

– Nie, wszystko w porządku. – Nina wskazała dziewczynie leżak obok. – Proszę się przysiąść i zamówić sobie coś do picia. Te drinki mają w sobie coś takiego, że jedyne na co się ma ochotę, to relaks. – zaśmiała się, podniosła kieliszek w geście toastu i upiła solidny łyk. – Nie chcę wiedzieć co to jest. Chcę, żeby nadal działało.

– Cudownie – rozpromieniona dziewczyna skinęła na opartego o bar kelnera, który leniwie lustrował hotelowy taras i usiadła na miejscu obok. – Dla ciebie też zamówić?

– Dziękuję, nie mogę więcej – Nina wskazała skinieniem głowy dzieci.

– Sonia – Turystka przedstawiła się jak tylko kelner zrealizował zamówienie.

– Nina – Uniesieniem drinków przypieczętowały nową znajomość. – Jesteś tu z kimś? – Nina skinęła na grupę mężczyzn oblegających bar. Nie chciała być wścibska. Po prostu dawno nie miała okazji poznać kogoś nowego i choć z zewnątrz wyglądała nazrelaksowaną, wewnątrz kuliła się jak mała dziewczynka.

Sonia zmrużyła oczy, żeby przyjrzeć się gościom stojącym przy barze.

– Żaden. – Roześmiała się. – Mój Misiaczek dopiero dojedzie. Tuż przed wylotem zadzwonił, że czegoś nie może znaleźć, czy że coś zgubił. Połączenie nie było najlepsze. Zrozumiałam tylko tyle, że do mnie dołączy. 

Nina uśmiechnęła się pod nosem. Od kilku lat biegle włada językiem słabego zasięgu. Po przeprowadzce do Ujazdu wiecznie miała problemy z telefonem. W końcu nauczyła się rozpoznawać urywane słowa i potrafiła odgadnąć intencje dzwoniącego nawet po co trzeciej sylabie. Wpisanie tej umiejętności do CV być może zakamuflowałoby brak zatrudnienia przez ostatnie dwanaście lat, kiedy całkowicie poświęciła się rodzinie. A może to nie nowa kompetencja tylko zaawansowane poznanie drugiego człowieka? W końcu jedynymi ludźmi, którzy do niej dzwonią są matka i mąż. Jakuba znała od kilkunastu lat, potrafiła dokończyć za niego niedokończoną myśl, a pozostałe odczytywała po spojrzeniu lub głębokości westchnienia. Ostatnio dużo myślała o samotności w swoim życiu, o tym jak bardzo stali się sobie obcy pomimo tego, że znają się na wylot.

– A ty? Też jesteś słomianą wdową? – dopytywała Sonia. – Nie! Taaakich krągłości –dyskretnie wskazała na piersi Niny – nie zostawia się samopas. Pozwól, że zgadnę. Trzeci od lewej? – przeczące mruknięcie tylko zaostrzyło apetyt na kolejną próbę. – Wiem! To ten! – Odchyliła od nóżki kieliszka mały palec, by dyskretnie wskazać drobnego bruneta niosącego w ich stronę dwa bogato zdobione koktajle.

Nina milczała. Patrzyła w oczy Soni, gdy mężczyzna przeszedł nad jej smukłymi nogami. Obie podążyły za nim wzrokiem. Gdy obdarował trunkiem leżącą na sąsiednim leżaku kobietę o monstrualnych kształtach, Sonia nie potrafiła ukryć zdziwienia.

– Ooo! Przeciwieństwa się przyciągają – wyszeptała dziewczyna, zanim wybuchła śmiechem.

– Poddajesz się?

  Nigdy. Ale dwóch najprzystojniejszych skreśliłaś, więc… O nie! Nina jeśli jeden z tych brzydali jest twoim mężem, to po dzieciach widzę, że przynajmniej listonosza masz niczego sobie. Obie śmiały się w głos. Starsza z przyjemnością przypomniała sobie jak to jest śmiać się pełną przeponą, a młodsza – Sonia, wyglądała jakby jej naturalnym habitatem był rezerwat uśmiechu. Promieniowała wręcz pewnością siebie i swojego humoru, którym zarażała. Nina już czuła niecodzienne napięcie mięśni policzkowych.

– Jestem tu tylko z dziećmi, ale masz rację, ojca mają przystojnego. Dużo pracuje, wiesz… – urwała i bawiła się frędzelkami swojego szala.

Czy chcę mówić o tym jak Jakub wysłał ich troje na wakacje? – rozważała Nina. Nie, nie chciała. Od lat nie spędzali rodzinnych wakacji. W tym roku Jakub nawet nie ustalił z nią dokąd i czy w ogóle chce jechać. Wszystko zorganizowała jego sekretarka, bo szanowny pan dyrektor Jakub Misiak był wiecznie zajęty. Zamiejscowe szkolenia, konferencje oraz zebrania dyrektorów regionalnych skutecznie zapełniały jego grafik. Pracował dużo. Nina wiedziała, że za dużo, lecz za każdym razem gdy prosiła męża o czas dla rodziny, dostawała listę rachunków do zapłacenia: podatek od nieruchomości, ubezpieczenia samochodów, rachunki za media, faktury za zajęcia dodatkowe dzieci… Czy obyliby się bez drogiej szermierki Wojtka albo prywatnej terapii sensorycznej dla Magee? Oczywiście! Ale Jakub uważał, że lepiej jak dzieci spędzą czas z profesjonalistami niż w domu z mamą. To nie są sprawy, o których opowiada się nowo poznanej osobie, toteż Nina przemilczała je. Wzięła do ust kawałek soczystego ananasa i przeciągłym mruknięciem skomplementowała jego smak. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że wypadałoby poczęstować dziewczynę z sąsiedniego leżaka.

– Masz cudowne dzieci. – Sonia rozmarzyła się nad dwójką amatorów nurkowania. – Chciałabym mieć swoich piątkę, albo szóstkę. Nie! Szóstka to taka negatywna cyfra, nieprawdaż? Siedmioro dzieci byłoby w sam raz. – Złapała wzrok kelnera i pokazała mu pusty kieliszek.

– Dla ciebie też?

– Nie mogę.

– No tak, dzieci. – przechyliła głowę okazując zrozumienie – Chciałaś tylko dwoje?

Nina pokręciła przecząco głową. Zawsze chciała mieć dużo dzieci do kochania, tulenia, rozpieszczania, pocieszania. Z tęsknotą w oczach wspominała ciężar piersi i minki jakie robiła malutka Magee. Jednak ostatnia ciąża splądrowała małżeńskie życie niczym plaga egipska. Córka była dzieckiem nieodkładalnym. Gardziła drogimi kołyskami, huśtawkami i bujaczkami od tatusia, a brak kontaktu z mamą ogłaszała całemu osiedlu płaczem przy którym siniała. Jakub z łatwością oddał małej swoje miejsce w sypialni, a Nina myślała, że po prostu chciał się wyspać. Pracuje i musi być wypoczęty. Zarabia na podatki, na rachunki i na ćwiczenia przyszłego szermierza olimpijskiego. Czy to są moje myśli  przyszło jej teraz do głowy – czy jego słowa, które zaadoptowała jak swoje?

Zapatrzona w bliżej nieokreślony punkt nie zauważyła, że Magee przyszła się posilić. Zanim zareagowała, Sonia zdjęła zaparowane okulary małemu nurkowi. Dyskutowała z dziewczynką o rzadkich gatunkach ryb i rafie koralowej i podtykała dziecku pod nos owoce.

– Czas na kolację? – zapytała Nina strąciwszy kilka kropel z policzka córki.

– Jeszcze trochę, mamo! – zaprotestowała dziewczynka. –  Sonia powiedziała, że nauczy mnie pływać motylkiem.

– Pani Sonia – Nina poprawiła córkę.

– Tylko nie pani – skrzywiła się dziewczyna. – Może być ciocia? Wszystkie koleżanki mojej mamy były dla mnie ciociami. Chcesz mieć taką ciocię jak ja? – Magee zachichotała z aprobatą.

Nina obserwowała jak jej kiedyś nieodkładalne dziecko doskonale dogaduje się z nowo poznaną ciocią. Widziała ekscytację córki na myśl o jutrzejszej nauce pływania. Pierwszy raz od dawna poczuła, że właśnie odnalazła przyjazną duszę.

Mała wskoczyła do basenu, a Sonia znów wygodnie rozciągnęła się na leżaku. Przez chwilę obie patrzyły na czarną czuprynkę, która co chwilę znikała pod powierzchnią wody, zgodnie ze wskazówkami Wojtka.

– Marzę o dużej rodzinie, ale chciałabym najpierw wziąć ślub. – Sonia przerwała ciszę.

– Celebruj narzeczeństwo. Małżeństwo niekiedy wychodzi bokiem.

– Misiek się nie oświadczył, a moje sugestie o założeniu rodziny ignoruje. – dodała smutno. – Nie raz myślałam żeby odejść. Chciałam poszukać kogoś z takimi samymi poglądami na rodzinę jak ja.

– Co cię powstrzymywało?

– Kocham Misiaka tak mocno, że nie umiem wyobrazić sobie życia bez niego. – o prawdziwości tych słów świadczyło jej radosne spojrzenie. – Jest zabawny, potrafił mnie rozśmieszyć nawet po usunięciu zębów mądrości. Wiem, że cokolwiek się wydarzy, on stanie na wysokości zadania. Zawsze potrafi opanować kryzysową sytuację. To dobrze, wiesz? Jestem taką chaotyczną gapą! To cud, że jeszcze żyję. Myślisz, że pamietam o wymianie opon na zimowe? Zanim poznałam misiaczka płaciłam rachunki dopiero jak mi odłączali prąd. Może tego nie widać na pierwszy rzut oka, ale nie jestem człowiekiem, który ogarnia dorosłe życie. – roześmiała się ze szczerością dziecka.

Nina zawtórowała jej. Zazdrościła Soni swobody z jaką ta potrafiła mówić o swoich słabościach.

– Są jeszcze inne zalety mojego Misiaka. Potrafi robić taaakie cuda językiem – bez zbędnej pruderii pogłaskała się po dole bikini – że jestem w stanie zgodzić się dla niego nawet na to siedzenie na wiaderku.

– Rozumiem. – powiedziała Nina zgodnie z prawdą. Sama kiedyś zakochała się z podobnych powodów. To niesamowite, ale zwracała uwagę na te same cechy, gdy poznała Jakuba. Znajomi mówili o nich, że pasują do siebie jak ulał. Żałowała, że oboje zatracili wzajemną fascynację na rzecz ustatkowanego życia i problemów rodzinnych. Nie kłócili się. Żadne z nich nigdy nie podniosło głosu w rozmowie z drugim. Podzielili obowiązki pomiędzy męża i żonę, ojca i matkę, a na role kochanków zabrakło im czasu i energii. Codzienność strawiła intymność, a pojedyncze przebłyski romantyzmu odbijały się zgagą.

Nina doskonale wiedziała, że jej uczucia do męża są oparte na wspomnieniach, a nie na  tym jacy są dla siebie obecnie.

Sonia posłała kelnerowi smutne spojrzenie, a dla podkreślenia jak bardzo jest niepocieszona uniosła swój kieliszek do góry nogami – zamówiła trzeciego drinka.

– Dla ciebie też? – Nie zapomniała, że poprzednie propozycje spotkały się z odmową koleżanki. Miała nadzieję, że tym razem Nina zmieniła zdanie.

– Wiesz, że…

– A wiesz, że mają tu w ofercie nianię? – wpadła jej w słowo – Myślę, że powinnaś skorzystać! Wyjdziemy na drinka, potańczymy, pomarudzimy na facetów, a rano będziemy leczyć kaca. Co ty na to?

– Nie wiem – skłamała Nina. Dobrze wiedziała, że odmówi, bo się boi. Znajdzie wymówkę, tak jak to robiła przez ostatnie lata . To pomagała Wojtkowi w przygotowaniu projektu na plastykę, to szyła kostium dla Magee na przedstawienie. Nie mam z kim zostawić dzieci – tłumaczyła się mało oryginalnie –  Jakub wyjechał na konferencję – dodawała od razu, żeby wytrącić rozmówcy argument o zostawieniu dzieci pod opieką męża. Nie zabraniał jej spotkań ze znajomymi, a jednak czułaby się winna, gdyby wzięła w nich udział. Skoro mąż zapracowywał się dla dobra rodziny, jej nie pozostawało nic innego jak nakładać kaftan pokutny za każdą myśl o rozrywce.

Sonia odczytała obawy Niny, choć żadna nie została wypowiedziana.

– To był głupi pomysł, przepraszam. Sama nie zostawiłabym dzieci z jakąś obcą hotelową babą. Ale, ale… mój Misiaczek jest godny zaufania! Zapewniam cię. Po ziemi nie chodzi bardziej odpowiedzialny człowiek niż on. Ja go przekonam, tylko ty się zgódź!

– Nie wolisz spędzić wieczoru z nim?

– Jego mam prawie cały czas, a boję się, że ciebie mam tylko tutaj. Wrócisz do domu i zapomnisz o mnie. Znajdziesz tysiąc wymówek żeby się ze mną więcej nie spotkać, a w końcu przestaniesz odbierać ode mnie telefony. Wszystkie moje dzieciate koleżanki tak robią. To jak? Jesteśmy umówione?

Nina przytaknęła niemrawo, po czym zaczęła zbierać rzeczy dzieci do olbrzymiej płóciennej torby.

– Świetnie!

– Muszę dopilnować by zjedli…

– Wiesz co? Ja tu widzę dwoje całkiem zaradnych dzieci, a ty mówisz jakbyś miała niemowlęta.

– Gugu-gaga – gaworzyła teatralnie Magee, oparta ramionami o krawędź basenu.

Sonia od razu wyciągnęła ją z wody i zaczęła namawiać na to, by wraz z bratem zostali wieczorem z „wujkiem”. Ku zdziwieniu Niny nawet Wojtek z entuzjazmem zaakceptował plan.

– Zaklinaczka dzieci. – wyrwało się Ninie z lekką pretensją w głosie. – Powiedziałam to na głos? Przepraszam – uśmiechnęła się nerwowo i dalej suszyła włosy córki ręcznikiem.

– Nie szkodzi. Zobaczysz, że… ooo wilku mowa! – Sonia rozjarzyła się uśmiechem jak trzystuwatowa żarówka. Pobiegła przywitać mężczyznę, bez którego nie wyobrażała sobie życia.

Nina podążyła wzrokiem za koleżanką. Była ciekawa czy mężczyzna nazywany Misiaczkiem w rzeczywistości wygląda jak puszysta, pluszowa zabawka. Przystojny brunet, na widok którego Ninę aż ścisnęło pod żebrami, świata poza Sonią nie widział, a już na pewno nikogo w promieniu kilku metrów. Pocałował ją z głodem spragnionego kochanka. Nina zamrugała oczami w nadziei, że to czerwony zachód słońca wywołał omamy wzrokowe. To nie może być Jakub! – pomyślała, broniąc się przed szokującym odkryciem. Serce w niej zamarło. Patrzyła na całującą się parę z otwartymi ustami. Nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz widziała go tak szczęśliwego…

– Tata! – Magee wyrwała się spod ręcznika, by po chwili znaleźć miejsce w ojcowskich ramionach.

– Tata?! – wyrwało się z ust pięknej kochanki, która stanęła jak słup soli.

– Mamo, skąd tata zna ciocie Sonię? – zapytał Wojtek. Nina nie potrafiła odpowiedzieć.

Zimno spłynęło po jej kręgosłupie zamieniając ją w posąg. Jakub z córką na barana ruszył w kierunku żony. Za nim powoli szła zdezorientowana Sonia. Nina wpatrywała się w pokerową twarz mężczyzny, którego jak myślała, znała na wylot. Jakub zdjął Magee z ramion i mocno przytulił żonę, lecz jego gest nie został odwzajemniony. Po chwili zagarnął również dzieci.

– Martwiłem się. Szukałem was cały dzień – powiedział do nieco zdystansowanego syna, po czym zwrócił się do żony. – Kiedy twoja mama powiedziała, że spakowałaś… że… Nina, bałem się, że…

– Że co? Że cię zostawiłam? Może najwyższy czas. – Odsunęła się od męża i podeszła do Soni – Być może gdybym przedstawiła ci się również z nazwiska, oszczędziłybyśmy dzieciom tej sytuacji. – Wyciągnęła dłoń do dziewczyny. – Nina Misiak. W życiu nie pomyślałabym, że mój mąż pozwoli do siebie mówić znienawidzonym przezwiskiem z ogólniaka. – wycedziła przez zęby. 

– Nina, ja… ja… – słyszała już tylko szczątki słów. Krew uderzyła jej do głowy. Ruszyła przed siebie – przemknęła obok baru, weszła na ścieżkę prowadzącą a plażę.

Z każdym krokiem nabierała tempa, a zatracała rytm. Biegła. Gorący piasek parzył nie bardziej niż łzy. Płakała ze złości na samą siebie. Za chwilę nikt nie zobaczy jej łez, ostudzi je chłodnym oceanem. Pozwoli by słona woda je wypłukała i pochłonęła. Fala obmywała kolana, uda, a kiedy sięgnęła brzucha Nina wysunęła ręce przed siebie i dała się ponieść. Spokój myśli od zawsze odnajdywała w wysiłku. Zamiast robić awantury przesadzała krzewy i tuje, albo malowała pokoje dzieci. Kilka metrów kraulem skutecznie przypomniało jej, że choć zna technikę, to posiada braki w kondycji. Obróciła się na plecy, pragnęła w swobodnym dryfie fal odnaleźć harmonię, poukładać myśli. Nagle poczuła szarpnięcie za kostkę.

– Chcesz się utopić? – wrzasnął Jakub z pretensją.

– Niby czemu chciałabym się utopić? Tfu! – wypluła wodę, którą fala probowała wcisnąć jej do gardła. – Bo to co było między nami dawno już umarło?! – krzyczała – Wiemy to oboje od dawna. A dziś zobaczyłam tylko pieczęć na wyroku na nasze małżeństwo. Twoją pieczęć Kuba, nie moją, nie Soni – twoją. I wiesz co? Dziękuję ci, Kuba. Dziękuję, że mnie uwolniłeś! Pierwszy raz od lat czuję się wolna!

Mówił coś, ale nie słuchała go. Jej głowę wypełniał krzyk jej własnych myśli i szum morza. Poczuła dziwne wzruszenie, które ogarniało ją falami i kołysało jej ciałem. Zapragnęła za nim pójść. Odwróciła się plecami do męża i popłynęła do brzegu. Ten sam piasek, który wcześniej palił ją w stopy, przywitał przyjemnym ciepłem, skrzypiał cicho. Wiatr czule osuszył policzki, zatarł ślady po łzach. Podaruję sobie czas – myślała – na spacer, na powrót do hotelu, na rozmowę z dziećmi, na odkrycie kim jestem gdzieś w głębi duszy… i jak chcę dalej żyć. Bez poczucia winy, bez wstydu, bez lęku. Bo czego można się bać, gdy runęły ostatnie zamki z piasku.

 

 

 

Koniec

 

 

10. maja 2020 New York – Rubbestadneset

 

 

Jadzia Gibson

Jadzia Gibson fot. Paulina Łępicka

Olga Bartnik

Olga Bartnik fot. Agnieszka Majewska

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Podziękowania Kobietą być dla

 

 

Jadzia Gibson – pięknie Ci dziękuję za wspaniały czas i wspólną pracę. Love you, Ty wiesz 💙

 

 

Tu możecie znaleźć książki Jadzi: Facebook, Wattpad, Instagram.

 

Tu przeczytacie wybrane miniatury Kobietą być: Szepty, Skala szarości, Róże na okno, Rytuał przyjaźni, Dzień ostatni?

 

 

 

Wszystkie prawa zastrzeżone

1 Odpowiedź
  • Olga Bartnik
    14 maja, 2020

    Ponieważ blog najechali kosmici, skonsumowali i przetworzyli na robaczki tekst powyższej miniatury, opublikowany w dniu 9. maja, musiałam go usunąć i zamieścić ponownie. Wszystkie komentarze, które udało mi się skopiować, wklejam poniżej. Pozdrawiam wszystkich miłych Czytelników 🙂 Kobietą być

  • Olga Bartnik
    14 maja, 2020

    ▪ IL COSTRUTTORE
Maj 9, 2020 

Mmm, pełna soczystych barw i poczucia humoru, bardzo plastycznie napisana. Można się poczuć jednym z siedzących nad tym basenem… Zaskakująco poprowadzona historia, sielankowy niemal początek, baardzo apetyczne apetyczne opisy, pełne humoru dialogi, nagle zwrot… Pojawia się chichy bohater- męską nędza. Poczucie humoru to genialny oręż w walce z tym smutnym zjawiskiem. Wciągnęła mnie historia, ,,zabiera w podróż,’…

  • Olga Bartnik
    14 maja, 2020

    JAGA GIBSON 
Maj 9, 2020 


    Czekałam! Na taki pierwszy komentarz czekałam! Dziękuję.
    Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie cieszy, że mogłam współtworzyć tę miniaturę, że mogłam doświadczyć pisania z Olgą. To wspaniałe przeżycie. Dziękuję Olga za tę możliwość

  • Olga Bartnik
    14 maja, 2020

    OLGA BARTNIK 
Maj 10, 2020 


    Jadzia, wielkie dzięki Kochana Tak, ten komentarz mnie tez ucieszył. I to ,,apetyczne… apetyczne,, to chyba do naszych dwóch piór się odnosi Uściski, Olga

  • Olga Bartnik
    14 maja, 2020

    JANUSZ NIŻYŃSKI

 Maj 10, 2020
    

Zgrabny początek, ciekawe dialogi, wciągająca akcja. I tyle dobrego. Dalej było średnio, a opis kulminacyjnej sceny, czy też wolty związanej z pojawieniem się mężo-kochanka, był dla mnie zbyt… papierowy, nijaki, w żaden sposób nieprzekonujący. W moim mniemaniu, w realnym życiu każda żona przeżyłaby mniej czy bardziej niekontrolowany szok, odegrałaby frenetyczny spektakl zazdrości i oskarżeń, nie bacząc na mimowolnych widzów, dzieci, a przede wszystkim na… rywalkę. W opowiadaniu zbyt gładko wszystko się odbyło. I nie chodzi mi tylko o aspekt uzewnętrzniania emocji, ale także o gonitwę myśli obu bohaterek. No właśnie, a co z drugą bohaterką? Jak przetrawiła te całe qui quo pro? Trochę mam więc niedosyt. Tekst ponadto wymaga solidnego zredagowania (głównie interpunkcja). Za całość stawiam trójkę z plusem.

  • Olga Bartnik
    14 maja, 2020

    OLGA BARTNIK 
Maj 10, 2020 


    Janusz, dziękuję, że się pochyliłeś nad naszym dziełem i za szczery komentarz, chociaż rozbawiła mnie raczej ta szkolna ocena Co do bohaterek i gładkiego ,,odbycia się,, akcji… cóż kobieca głębia jest tajemnicą i niewyczerpanym źródłem inspiracji, nie da się jej zatem zamknąć w jednym zbiorze doświadczeń, nawet tak bogatym jak Twój… a zaskoczenie to niezwykła waluta Bierzemy sobie do serc wszystkie warsztatowe uwagi i ślemy śliczne, niedzielne uśmiechy. Olga

  • Olga Bartnik
    14 maja, 2020

    KATARZYNA KATISHA WINTERS 

Maj 10, 2020
    

Ostatnie zdanie może stać się piękną wskazówką życiową, może być mottem dla wielu kobiet, które doświadczyły zdrady i otworzyły się na nowe życie. Zapisuję je sobie w ulubionych cytatach. Ściskam!

  • Olga Bartnik
    14 maja, 2020

    OLGA BARTNIK 
Maj 10, 2020 


    Cześć Kasia, Dziękujemy za przeczytanie i ten komentarz. To bardzo miłe, że zostanie Ci coś w pamięci. Uścisk, Olga

  • Olga Bartnik
    14 maja, 2020

    JAGA GIBSON 
Maj 10, 2020
    Katarzyna Katisha Winters 

Ostatnie zdanie i ja wieszam sobie w ramce na ścianie.

  • Olga Bartnik
    14 maja, 2020

    MONIKA

 PERTEK-KOPROWSKA Maj 10, 2020 


    Dziewczyny, brawo za podjęcie próby połączenia waszych odmiennych stylów. Są połączone niewidzialną nicią i nie tworzą chaosu. Miękko prowadzona historia z twardym zwrotem akcji i ponownie miękkim zakończeniem. I po tym twardym zwrocie właśnie zabrakło mi dalszej burzy. Zbyt miło się skończyło, mówiąc po mojemu rymem Brakuje mi czegoś pomiędzy odkryciem zdrady a zakończeniem. Za miła ta żona. Też jestem miła, ale moje małżeństwo tak by się nie skończyło Można było tąpnąć, by wydobyć głębię zakończenia, bo ostatnie zdanie piękne i bardzo mi bliskie.
    Technicznie interpunkcja mnie trochę „bolała”.
    Poza tym ja Was i tak kocham i nawet chciałabym poczytać dalej… Zabiła drania, czy nie? Hi, hi!

  • Olga Bartnik
    14 maja, 2020

    OLGA BARTNIK 
Maj 10, 2020
    

Monika, cudnie, że zechciałaś przeczytać, zostawić nam komentarz, wtedy właśnie uczymy się podwójnie – przez własną pracę i z odbioru czytelników. I to jest super. Nasza Nina była naszą prawdziwą ,,bohaterką,,. Może trudno w to uwierzyć, ale my ją taką właśnie chciałyśmy do życia powołać. A że emocji za mało było, cóż, zawsze ich mało i będziemy pamiętać! Co do interpunkcji, to ups… uczymy się czasem w bólach :):) Dzięki raz jeszcze, Olga

  • Olga Bartnik
    14 maja, 2020

    JAGA IBSON 
Maj 10, 2020 


    Zbyt miło się skończyło? Wiesz… zdrada w tym wypadku miała przynieść Ninie ulgę, przyzwolenie na odejście ze związku, w którym i tak źle się czuła, a nie miała odwagi go zakończyć. Może za mało to uwydatniłyśmy. Wspaniale, że nie widać, co która z nas pisała. Macie teraz zagadkę

  • Olga Bartnik
    14 maja, 2020

    KAROLINA ŁUCJA KOZIOŁ

 Maj 10, 2020
    

No, ale ta sekretarka Misiaczka to do zwolnienia, ewidentnie

  • Olga Bartnik
    14 maja, 2020

    JAGA
 GIBSON Maj 10, 2020
    

Może zazdrosna była

  • Olga Bartnik
    14 maja, 2020

    OLGA BARTNIK
 Maj 10, 2020 


    Ona wyraźnie chciała ożyć jako trzecia, ale położyłyśmy ją śmiechem, to taki numer zmalowała… Pozdrawiam, Olga



  • Olga Bartnik
    14 maja, 2020

    ANNA
 JUDGE Maj 11, 2020 


    Witajcie dziewczyny! Ależ ciekawe połączenie dwóch piór)) Czekałam na ten efekt. Wielkie dla Was brawa, że zdecydowałyście się na wspólną twórczość. To nie jest łatwe, o nie.Tym bardziej chylę czoła. Interesująco przeprowadziłyście dwie bohaterki przez… konflikt miłości, konflikt „interesów”. Takie „akcje” się zdarzają. Zatem sekretarka do zwolnienia, zdecydowanie))) Ktoś musi być winien?))) Zakończenie, bomba! Przecież nie każda kobieta walczy o zachowanie miłości. Ta miłość przebrzmiała, odeszła. Zatem po co o nią walczyć? Ból jest i owszem, ale …No właśnie)))
    Tak przecież w życiu jest. Im prościej , tym lepiej. A to, co stworzyłyście, to przecież miniatura, wprawka, rozgrzewka. Gdybyście pisały większą formę, z pewnością wiele zdarzeń miałoby sporo odmiennych ścieżek.

    Pojawiło się sporo nostalgii, co zwykle czytamy u Olgi, mamy też i humor , którego nie brakuje u Moniki. Wymieszałyście i powstała zgrabna miniaturka, którą chętnie widziałabym w czymś rozleglejszym. Myślicie o tym?

  • Olga Bartnik
    14 maja, 2020

    OLGA 

Maj 11, 2020 


    Dziękuję Ci Aniu za Twój komentarz, kobiecy i mądry. Gdybyśmy pisały większą formę, byłoby paradoksalnie łatwiej, no może poza interpunkcją!:), bo wtedy dałybyśmy Czytelnikom całą, pełna historię, a tu w miniaturze trzeba się ograniczyć do postaci i wątków kluczowych, decydujących o wydźwięku utworu. Ja osobiście pięknie Ci dziękuję za to, że zauważyłaś w naszych indywidualnych stylach te cechy, które dla nas są istotne oraz to, że jakoś udało się nam je połączyć, nie wymieszać, nie wchłonąć, ale wybrzmieć wspólnie w jednym celu – opowiedzenia historii. To dla nas było istotne. Pięknie dziękuję Aniu

  • Olga Bartnik
    14 maja, 2020

    IL COSTRUTTORE 
Maj 10, 2020
    

Jadzia i Olga, bardzo fajna i autentyczna praca. Pojawiają się komentarze że to… czy tamto… Pewnie zależy czego ktoś szuka w literaturze. Ja szukam zapachu życia. Doskonałość warsztatu jest czymś co przychodzi z czasem- w każdej dziedzinie. Ja sam poruszam się w świecie konstrukcji inżynierskich. Kiedy teraz patrzę na swoje pierwsze rozwiązania – często nachodzi mnie myśl, że dziś zrobiłbym inaczej. Ale wtedy, kiedy były tworzone- rozwiązały problem, zaspokoiły jakąś potrzebę i przyniosły pieniądze. Do dziś je widzę, spotykam na drogach czy na zdjęciach z różnych miejsc. Nie wyrzekłbym się ich bo one budowały moje dzisiejsze doświadczenie robienia rzeczy. Mimo że dziś bym zrobił inaczej. Ale one wszystkie – takie jakie są – skłądają się na smak drogi. Bardzo życzę każdej z Was towarzyszenia mądrych mistrzów słowa.
    A chodzi o to żeby żyć, a nie aspirować do bycia prymusem przez całe życie.

  • Olga Bartnik
    14 maja, 2020

    Il Costruttore

    Droga jest prawdą i życiem, a życie jest drogą. Dziękuję Ci 🙂

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.