Tradycyjnie spotkały się czternastego lutego na drinka po pracy. Ania i Marysia szły ośnieżoną Grodzką do ulubionego od czasów studenckich lubelskiego pubu „U Szewca”. Z impetem otworzyły drewniane drzwi, skórzane kozaczki zatupały na kamiennych schodkach otrzepując resztki topniejącego śniegu. Weszły do środka i przywitały się z czekającymi już na nie przyjaciółkami. Kilka minut po piątej miały knajpę tylko dla siebie. Mogły wybrać ulubiony stolik przy okiennym wykuszu w sali z barem i rozsiąść się wygodnie na przepastnej pluszowej sofie w odcieniu butelkowej zieleni. W zadbanym, często odnawianym wnętrzu, celowo utrzymywano od lat ten sam wystrój, przypominający stary irlandzki pub. Tak, jakby właściciele zaklęli w nim wspomnienie swojej podróży życia.
Barman o nieznanej im twarzy przyniósł tacę wypełnioną zamówionymi wcześniej drinkami – lampkę Porto, kieliszek wytrawnego Pinot Grigio, dwa kufle – Guinnessa i lokalnego piwa z kega oraz dźwięczącą kostkami lodu szklankę ze szkocką whisky.
– Zdrowie dziewczyny! Za spotkanie! Kolejny rok udało nam się oderwać od prozy życia. – pogratulowała wszystkim roześmiana Lilka.
– Walenty, podobnie jak św. Mikołaj, to ma dopiero z ludzi ubaw – patrzy tam z góry i to boki z nas zrywa, to łezkę ociera, to w ciężką refleksję nad upadkiem zwyczajów ludzkich popada. – zaczęła rozmowę Maria, gdy posmakowała pierwszy łyk porto – i…
– Albo też szczypie Amora w tyłek tuż przed tym, jak ten już swą strzałę wyceluje. Ta leci nie tam, gdzie wprawne oko i palce ją chciały posłać, ale tam, gdzie popadnie. I wtedy ma zabawę, tak co roku, na zmianę, by trochę akcji w świecie było. – Lilka zaczepnie przerwała przyjaciółce.
– Jutro trafi ciebie w twoje najczulsze miejsce i tu pojawia się pytanie – co nim jest? czy na pewno serce? Achilles miał je w więzadle tuż nad piętą, Dawid we włosach, książę Myszkin we współodczuwaniu. – Powiedziała z zadumą Ania. – A ty, Lili? – spytała patrząc w fiołkowe oczy w oprawie czarnych rzęs.
– Wybacz kochana, ja dokładnie wiem, gdzie leży moje najczulsze miejsce – roześmiała się bez zażenowania Lilka – jak wyśpiewała Lady Gaga: powiedz mi dziewczyno, czy jesteś szczęśliwa w tym nowoczesnym świecie – i lekko się uśmiechając zanuciła popularną piosenkę.
– Lady co? – zaskrzeczała Ania przełykając Guinnessa.
– Nieważne, to taka piosenkareczka i tak nie znasz – machnęła ręką Marta i ściszając głos dodała – popsztuka, nie w naszym stylu.
– No, ja myślę – rzuciła z nieukrywaną ironią Joasia, wchodząc w słowo Lilce, która przekornie dodała:
– A szkoda, mogłybyście się zdziwić jaka jest niebanalna w tym płytkim świecie. – i sięgnęła po lampkę białego Pinot Grigio.
– Dziewczyny, dobra… wracając do naszej umowy, że tego dnia każdego roku powiemy w tym gronie jedną niebanalną myśl o miłości, bo wiadomo, że człowiek sobie na wzajem w życiu i w głowie nie siedzi, a jednak chce się z przyjaciółkami czymś dzielić… – Joasia uniosła dłoń, powstrzymując tym gestem głosy, które zagłuszyć przynudny wstęp – dobra… moja myśl jest taka: do każdego serca włamać się można… każde splądrować i kamienia na kamieniu po sobie nie zostawić. Nie ma człowieka, który nie tęskni za bliskością, czułością, który nie został kiedyś zraniony i swojej ceny za obietnicę miłości nie zapłacił.
– A o czym ona mówi? – spytała Marysię Lilka szepcząc na boku – znów się nieszczęśliwie platoniczne zakochała, może przez internet? – i już otwarcie spytała przerywając Joannie – Kochana, a kiedy ty ostatnio byłaś na prawdziwej randce, takiej, że wybranka serca widzisz, słyszysz i docenić jego walory możesz, że tak powiem, w naturze?
– Seks – ciągnęła Joasia, niezrażona zupełnie jawną ironią przyjaciółki – który wielu jawi się jako klucz do jestestwa drugiego człowieka, jest w istocie tylko i aż odkryciem tego, że nie różnimy się znacząco od innych stworzeń. Jest najbardziej podstawowym spotkaniem dwóch ciał, ale … – zawiesiła głos przywołując zebrane przy stoliku kobiety do wysłuchania jej do końca – może być bramą spotkania dwóch dusz.
– A czy ty oby wiesz o czym mówisz kochana? To nie wykład z historii piękna, tylko życie. On i ona, dwa nagie ciała – jedno przy drugim. Czujesz mrowienie pod kolanami, to znak, że to on, że nie chcesz już uciekać. Krew wrze ci w żyłach, tętni w skroniach, serce wali jak oszalałe na myśl o tym, że znajdziecie się blisko siebie, pośpiech gra w berka z odraczaniem spełnienia. Patrzysz mu w oczy, a dla pewności lustrujesz jego ciało – uniosła brwi dosadnie zakreślając granice potencjalnie wymienianych spojrzeń, co spotkało się z parsknięciem Joasi i wybuchem śmiechu Ani, Marysi i Marty – patrzysz bezwstydnie na rumieniec na jego policzkach i rozpoznajesz tę samą, co w tobie gorączkę. A dalej, co mam jeszcze dodać – zmarszczyła nos, puściła do zebranych oko unosząc jednocześnie kieliszek z winem – mocna wspinaczka na szczyt – zachichotała i upiła łyk wytrawnego trunku.
– E tam… – odpowiedziała po namyśle Magda – wszystkie to znamy. To jest jakaś jedna setna życia z facetem, a później miesza się to wszystko – dzień z nocą, praca z domem, łóżko z garnkami i prasowaniem jego koszul, dziećmi – urwała i spojrzała na zegarek. Sięgnęła po swoją whisky i wypiła resztę zawartości jednym haustem. – A jednak po pewnym czasie chce się powrócić do pierwszego zauroczenia, rozmytych spojrzeń, chwilowych uniesień na samą myśl o nim, głowy niesionej w chmurach, motyli w brzuchu i czułych słówek szeptanych wprost do ucha. Do nas samych z tego czasu, gdy myślałyśmy, że emocje nadają smak każdej chwili życia…. – zawiesiła głos rozmarzona i dodała po chwili ledwie słyszalnym głosem – i że da się je zatrzymać, przenieść ponad czasem.
Przyjaciółki patrzyły na nią w napięciu tak, jakby oczekiwały dalszego ciągu jej słów. Muzyka szarpnęła We Will Rock You Queen, zrywając nastrój chwili.
Rozejrzawszy się wokoło dostrzegły, że w czasie gdy one zanurzone były w dyskusji i toastach, knajpa wypełniła się kolejnymi gośćmi, którzy w parach i grupkach obsiedli bejcowane drewniane stoły. Każdy zdobił szklany flakonik z samotną karminową różą i latarenka z świeczką na dnie.
– A tymczasem chleb trzeba kupić i czymś posmarować. – rzeczowo przemówiła Marta – I pytanie jest takie: kto codziennie pracuje na chleb, który jem? Czy ta twarz pierwsza przychodzi mi na myśl? To jest miłość.
– Uff, ależ ty jesteś przyziemna. – wyparowała Lilka.
– Nie jest przyziemna tylko konkretna, a to jest zaleta, a nie wada. – dodała Joasia – Marta przekłada nam życie na fizykę, z którą ja osobiście jestem na bakier.
– Moje życie to czysta fizyka: wolne elektrony, siła przyciąganie, siła tarcia – droczyła się z przyjaciółkami Lilka, zmrużyła oczy, wyciągnęła rękę z kieliszkiem słomkowego napoju i lekko go zamieszała, patrząc jak poruszony wraca na miejsce nikłymi strużkami – Jakoś nie czuję, że potrzebuję wsparcia w tym zakresie, a raczej mogłabym was jeszcze wiele nauczyć. – upiła łyk i spojrzawszy na miny koleżanek, głośno się roześmiała się. Szybko jednak zakryła usta dłonią, próbując nie uronić ani odrobiny trunku.
– Lili, ty zawsze swoje – powiedziała Joasia ciepłym głosem, kręcąc głową.
– To ja chcę też dziś coś dodać od siebie. – małomówna zwykle Magda postanowiła tym razem podzielić się swoimi myślami, co zainteresowało przyjaciółki. – Miałam znajomego, który niemal każdą rozmowę zaczynał od słów: Kiedy ktoś jest zakochany…, był pełnym pasji Włochem i po włosku brzmiało to po prostu bajecznie: quando qualcuno è innamorato… – wypowiadając te słowa zamknęła na moment oczy, wyciągnęła ręce dyrygując tylko sobie znaną melodię, pragnąc myślami znaleźć się jak najbliżej ojczyzny najpiękniejszego, jak twierdziła, języka świata. Otworzyła oczy i napotkała zaciekawione spojrzenia dziewczyn. – Więc ten mój przyjaciel, Włoch…
– Wiemy, wiemy i co wtedy? – przerwała z niecierpliwości Lilka, Marta spojrzała na Joasię i wyszeptała bezgłośnie ,,znasz go?”. Ta zaprzeczyła i spojrzała na Marię, ale ta nie zwróciła na nie uwagi, próbując wzrokiem i gestem ręki ściągnąć uwagę barmana.
– On po prostu mówił, że miłość jest jedyną autentyczną motywacją życia człowieka. Tylko ten, kto jest zakochany jest w pełni otwarty na rzeczywistość i odbiera ją całkiem inaczej niż pozostali ludzie. Myślę o tym czasem i coś w tym jest…
– Błagam, tylko nie zaczynajmy całej tej dyskusji o różnicy między zakochaniem a miłością – zaapelowała Lilka, składając ręce jak do modlitwy – nudy na pudy, nie po to Jankowi kazałam czekać na siebie i przybiegłam spotkać się z wami w podskokach, żeby wyścigu dywagacji z dygresjami wysłuchiwać. – Lilka rozbrajającą szczerością, wzbudziła śmiech przyjaciółek.
– Marysiu, ty jakaś nieobecna jesteś, co myślisz – spytała Ania, która od dłuższego czasu próbowała złowić spojrzenie Marii. Dopiero teraz zauważyła głęboki dekolt na plecach przyjaciółki, czarny tusz na zawsze dotąd jasnych rzęsach i modny koczek na czubku głowy zamiast codziennego warkocza.
– Ja… właśnie chciałam wam powiedzieć, że nie wiem, co się stało… – twarz rozjaśnił jej uśmiech, na policzkach rozlały się malinowe rumieńce – on mówi, że miłość to spotkanie, w którym człowiek nie czuje się już samotny. – Zaniemówiły na chwilę.
– Jaki on? – pytanie padło ust pięciu przyjaciółek jednocześnie.
– Marysiu? Mów, nie każ nam czekać! – wypaliła w końcu Lilka.
– On – powtórzyła Marysia z błyszczącymi oczami, głową subtelnie wskazując w kierunku baru. Spojrzenia wszystkich pięciu kobiet powędrowały w ślad za wskazówką i zobaczyły uważne spojrzenie czarnych oczu barmana, wnikające wgłąb szarej rozmarzonej toni oczu Marii.
– Niemożliwe stało się możliwe. – podsumowała Ania.
– Cicha woda, a brzegi, wiadomo, rwie. – dodała Lilka, wyciągnęła z portfela pieniądze za drinka, położyła na stoliku i zebrała się do wyjścia. – No, dziewczynki, to na mnie też już czas. – podsumowała, uściskała każdą z przyjaciółek, dłużej patrząc w oczy Marii. I wyszła.
Kobiety próbowały bez pośpiechu dokończyć swoje drinki, ale wszystkie – prócz Marii – czuły, że nie są w miejscu, w którym chcą być. Że czas wrócić do swojego życia. Drewniane drzwi lekko trzasnęły za Magdą, Martą i Joasią.
– Dobrego świętowania Marysiu – powiedziała jeszcze na odchodne Ania, uściskawszy przyjaciółkę. Przedziwne miejsce pozornie niezmienne, milczący świadek przemian życia ludzi. Miejsca mają jednak duszę. Taka metafizyka przestrzeni – myślała w drodze powrotnej do domu.
Czekanie na miłość jest czasem pełną napięcia próbą zrozumienia naszego życia – w jakim jego momencie jesteśmy, skąd przyszliśmy i dokąd zmierzamy? – rozmyślała Marysia sącząc porto i wpatrując się w fascynująco zwinne ruchy barmana.
***
Tu przeczytasz moje wybrane miniatury i opowiadania: Toast, Marzenie o zapachu arbuza, Haust ciszy, Spotkanie w parku, Pustka, Szum chabrów, Królowa życia, Zimowa opowieść 2019, Schody, Róże na okno, Skala szarości.
1 Odpowiedź
Jadzia
14 lutego, 2020Wzruszyłam się. Aż mi łezka pociekła.
Ja tez mialam takie spotkania….
We trzy…
My spotykałyśmy się „Pod papugami” i miałyśmy zasadę, że nie gadamy o miłości😂😂😂 a pierwsza, ktora powie coś o swoim partnerze stawia kolejkę. No i pewnego razu, żeśmy się tak spiły, że zawiesiłyśmy spotkania😂😂
Olga
14 lutego, 2020Monika, teraz to ja się wzruszyłam… był kiedyś w życiu czas takiej przyjaźni… Dzięki Ci za ten komentarz. Ściskam Cię, Olga
Katarzyna Katisha Winters
14 lutego, 2020Miałam w życiu tylko jedną taką przyjaciółkę. Spotykałyśmy się regularnie co miesiąc. Często do siebie dzwoniłyśmy.Wyjechała za granicę. Najpierw do RPA. Stamtąd pisała długie listy, na które odpisywałam. Później, już z mężem, przeniosła się do Kanady. Od lat nie mamy kontaktu, a ja nie mam przyjaciółki i w moim życiu nie ma przyjaźni…
Druga koleżanka, która miała szansę stać się przyjaciółką, wyemigrowała na Florydę. Trzecia koleżanka, którą uważałam za przyjaciółkę, w chwili mojej życiowej tragedii zawiodła. Przestała się odzywać, gdy wyjechałam do Szczecina, bo przestałam być potrzebna (już nie można było pożyczać pieniędzy, papierosów, jedzenia itd.).
Przyjaźń jest piękna, gdy istnieje…
Olga Bartnik
14 lutego, 2020Przyjaźń jest piękna i trudna jednocześnie. Jak ktoś nas rani, to cierpimy i najchętniej zamknęlibyśmy się przed ludźmi na cztery spusty. Jak jej brak, znów cierpimy, bo dojmujące jest dla nas poczucie braku bliskości, bycia niezrozumianym. Rozumiem Cię Kasia. Słucham też siebie i kobiet wokół mnie mówiących o tym, jak trudno wejść w prawdziwe i zdrowe relacje gdy już jesteśmy dojrzali. Niby znamy siebie, umiemy stawiać granice itp. ale… otwartość już nie ta sama, co za młokosa. Ja bardzo pragnę przyjaźni, ale zdaję sobie też sprawę z tego, że mogę zderzyć się z zamknięciem w drugim człowieku zupełnie bez mojej winy, nie z mojego powodu. Taki dualizm w nas, znów – piękny i bolesny. Dziękuję Ci, że komentujesz i piszesz o tym jakie struny w Tobie porusza tekst. Mam wtedy poczucie, że piszę nie tylko dla siebie… Różyczkę Ci ślę 🥀 Olga
KATARZYNA KATISHA WINTERS
16 lutego, 2020Dziękuję, Kochana. Bardzo cenię Twoje teksty. Głębokie, pełne emocji i pięknych opisów. Różyczkę wstawiam do wazonika❤️
Janusz N
14 lutego, 2020Podsłuchanie takiej rozmowy to prawdziwa gratka. Dziewczyny niby plotkują, niby dzielą sie swymi ulotnymi rozmyśleniami, refleksjami, a przecież każda wygłasza uniwersalne pełne humory i swady sentencje, które na długo zapadają w pamięć.
Olgo, warsztatowo bardzo sprawne i zajmujące opowiadanko… kolejny świetny koralik.
Olga Bartnik
14 lutego, 2020Dziękuję za komentarz Januszu, to dla mnie bardzo miłe otrzymać parę słów na temat swojego tekstu od znakomitego pisarza. Pozdrawiam serdecznie, Olga
Jarek
16 lutego, 2020Lubię czytać Twoje teksty…
Brak mi jednak odwagi na komentowanie…..
Może jedno słowo, które oddaję mój odbiór – Przyjemność….
Olga
17 lutego, 2020Jarek, dziękuję za komentarz:) , miło, że tekst przypadł Ci do gustu. Pozdrawiam, Olga
il costurttore
14 lutego, 2020Tak plastyczne że aż ich głosy słychać, szum tłumu w barze. Piękne opowiadanie i piękne One… Piękny umysł który takie światy konstruuje 🙂
Olga Bartnik
14 lutego, 2020Il Costruttore, witam ponownie na blogu i dygam pięknie za tak miłe słowa… Skonstruowane od pierwszej do ostatniej literki. 🙂 Pozdrawiam, Olga
Anna Stranc
17 lutego, 2020Pięknie Ci wyszło to spotkanie. W życiu różnie bywa i z miłością i z przyjaźnią.
Jednak zakochanie moim zdaniem to jeszcze nie miłość, tylko chwilowe zauroczenie. Potem albo z kimś zostajesz albo odchodzisz.
Dla mnie smutne jest to święto walentynkowe. Takie powierzchowne i marketingowe. Zdecydowanie nie w moim stylu.
Olga Bartnik
18 lutego, 2020Anna, właściwie się ze sobą zgadzamy. A tekst też nie z rodzaju umarła z miłości, a on zemdlał z podniecenia. Dzięki Ci za podzielenie się Twoimi myślami. Ściskam, Olga