Róże na okno | Miniatura

Najbardziej lubiła czerwone róże. Banalne – powtarzała sobie za każdym razem przechodząc obok handlujących na Solnej kwiaciarek. Próbowała odwracać wzrok, wybierać stokrotki, które niewinnie prezentowały się na okrągłym stoliku do kawy. Nie zwracały na siebie tyle uwagi. Niczego nie obiecywały bladym różem wyciętych jak z kolorowego papieru płatków. Róże krzyczały, oblane krwistym pąsem. Mamiły wzrok. Wodziły na pokuszenie zakochanych, samotnych, zdradzonych, porzuconych.

Chciała czasem w afekcie podbiec do glinianego naczynia, w którym pyszniły się dziesiątki karminowych główek, chwycić je, cisnąć o chodnik i rozdeptać. Zagłuszyć ten ich szept przeklęty o tym, że wszystko jest miłością. Czyn to jednak wysoce niepraktyczny – pomyślała z przekąsem – obrócisz w niwecz miesiące pracy innych ludzi, stracisz niejedną dniówkę z tego tylko powodu, że nie potrafisz zignorować mowy kwiatów? I niemodny w dodatku, bo nieekologicznie jest tak marnować zasoby naturalne ziemi. A jak pomyślisz, ile spojrzeń ludzi na siebie ściągniesz takim postępkiem, jak wydrze się ta kioskowa baba, żeś jej intratny kawałek biznesu w chodnik wdeptała, że ona tu nie po to do nocy stoi i podatki płaci, żeby się za friko z wariatkami szarpać.

Maja przeszła szybkim krokiem między wielobarwnymi kwiaciarniami. Wolała już szyję skulić, kołnierz płaszcza wyżej naciągnąć i w ten sposób szalone głosy zagłuszając, przejść uroczy placyk nie krzywdząc ani siebie, ani róż.

Zniknęła bezpiecznie za rogiem, wypuściła oddech i nie oglądając się weszła w Gepperta. Tylko kilka kroków dzieliło ją od przystanku autobusowego na Kazimierza Wielkiego, na którym złapie trzęsący się, zatłoczony autobus linii 132, który wywiezie ją tam, gdzie nikt nie chce mieszkać, a jej łatwiej spłacić kredyt. Stojąc obok zatłoczonej wiaty przystankowej, w myślach już wchodziła do swojego liniowca, stała w kącie przy lepkiej od cudzych oddechów szybie, trzymając żółtą profilowaną poręcz autobusu, byle by tylko nie usiąść na zaplamionym, przetartym siedzeniu. Przyjechał. Wsiadła dokładnie tak, jak zaplanowała. W ostatniej chwili przed odjazdem na przystanek podeszła para, kierowca zdążył ich dostrzec i otworzyć środkowe drzwi, na wprost Mai. Wsiedli roześmiani – ona długie do pasa włosy, spływające kaskadą w kolorze płynnego miodu, on składał się z rąk, którymi ją trzymał, obejmował i rozwichrzone kosmyki odgarniał z jej twarzy. Jej dłoni nie było widać tak, jakby były nieobecne.  Maja zaczęła się wpatrywać, myśląc o tym czym zajęte są ręce młodej kobiety. Chłopak otaczał ją szczelnie z każdej strony, tworząc ze swego ciała coś na kształt obręczy, która miała osłonić dziewczynę przed światem. I szeptał jej coś do ucha.

– O, przepraszam. – powiedziała Maja wpadając na plecy dziewczyny przy gwałtownym hamowaniu autobusu przed następnym przystankiem. Poczuła się zażenowana tym, że tak nachalnie przygląda się obcej parze. Ciepłe, silne dłonie chłopaka podtrzymały ją przed upadkiem – Nie szkodzi, czy wszystko z panią w porządku? – spytał, przelotnie spojrzał na nią, lecz już po chwili ponownie objął rękami swoją partnerkę.

– Tak, tak, dziękuję, przepraszam – wymamrotała, siląc się na krzywy uśmiech. Wycofała się o krok, tyle, na ile pozwalała jej dostępna za nią przestrzeń. Rura wbiła się jej w kręgosłup. Próbowała wpatrywać się w widok za oknem, ale przez płynące deszczem szyby nic już nie było widać. Jechali tak jeszcze cztery przystanki, autobus pustoszał po każdym z nich. Starała się czytać porozlepiane na ścianach ulotki, patrzeć na innych pasażerów, nawet myśleć o pąsowych różach, byleby tylko nie gapić się na parę – włosów z rękami, byleby nie zakłócić ich intymnego tête-à-tête w autobusie toczącym się ku szarym przedmieściom. Na moment przed przedostatnim przystankiem, chłopak chyba szepnął dziewczynie, że wysiadają, a ona obróciła się nie w kierunku wyjścia, lecz okna, przy którym stała Maja i popatrzyła wprost na nią zasnutymi gęstą mgłą oczami. Jej twarz promieniała szczęciem. Maja zdumiona otworzyła usta i wymamrotała –  Jaka piękna róża – próbując skupić całą uwagę na odnalezionych dłoniach dziewczyny, które opuszkami kruchych palców obejmowały ciężki karminowy kielich. Pełne usta nieznajomej ułożyły się w szeroki uśmiech. Autobus zatrzymał się. Chłopak ujął dziewczynę za ramię, zwrócili się do wyjścia i wysiedli.

Maja podeszła do drzwi, wypatrzyła przez szybę rozmyty zarys wtulonych w siebie postaci.

Jeśli oczy są oknem duszy, to widziała przed chwilą dwie najpiękniejsze dusze, jakie dotąd spotkała. Jedną, która nie potrzebuje oczu, by widzieć. I drugą, która nie potrzebuje ideału, by obdarzyć szczęściem. Ślepi są ci, którzy mają oczy, a nie widzą.

 

Wysiadła z autobusu na pętli Muchobór Wielki. Przestało padać, choć niebo nadal było zasnute ciężkimi chmurami. Omijała kałuże migoczące w nikłym świetle latarni. Po drodze do domu weszła do centrum handlowego. W kwiaciarni kupiła to, o czym marzyła od wejścia na skwer przy Solnej. Idąc do domu nuciła, a napięcie całego dnia opuszczało ją z każdym krokiem. Cisza przedmiejskiego osiedla kontrastowała z pulsującym dźwiękami centrum miasta. Tu słyszała stukanie swoich obcasów o betonowy chodnik przed blokiem. W mieszkaniu zapaliła wiszący na ścianie kinkiet, który rozjaśnił przedpokój miękkim światłem. Przekręciła zamek, zrzuciła buty, torbę i płaszcz. W otwartej na salon kuchni, oświetlonej punktowym światłem wentylatora nad kuchenką, odszukała szklany pękaty słój z pokrywką, napełniła do połowy wodą i starannie ułożyła w nim kwiaty, jeden po drugim. Przy ostatnim ukłuła się cierniem w opuszek małego palca. Włożyła go pod zimną wodę i owinęła papierowym ręcznikiem. Piękno zwykle idzie w parze z cierpieniem – pomyślała filozoficznie mając w pamięci rozbielone oczy napotkanej dziś dziewczyny. Przeszła wszerz przestronny salon i postawiła słój na miejsce.

– Idealne… Róże na okno. Plaster na serce. Cisza na skronie. – wyszeptała siadając na przestronnej kanapie.

 

Okno zaglądało do jej duszy, a karminowe płatki róż szeptały swoją pieśń.

 

 

Rubbestadneset, 20.01.2020

 

 

Drogi Czytelniku,

Dziękuję Ci, że jesteś i czytasz.

Miniatura wraz z kilkoma wierszami została opublikowana w dniu 18.02.2021 r. w wydawnictwie literackim Wydawnictwioj.

Tu przeczytasz moje wybrane miniatury i opowiadania: Toast, Marzenie o zapachu arbuza, Haust ciszy, Spotkanie w parku, PustkaSzum chabrów, Królowa życia, Schody, Zimowa opowieść 2019, Skala szarości.

 

 

Wszystkie prawa zastrzeżone

  • Sławomir
    25 stycznia, 2020

    Olgo, nasze emocje i uczucia pozwalają nam stwarzać każdego dnia i każdej nocy nieskończone ilości mini światów, jakie w twardej rzeczywistości nigdy nie mogłyby zaistnieć w takiej głębi i w takiej ilości. Bez nich ginęlibyśmy każdego dnia, kiedy stajemy nad kolejnymi przepaściami lub przed piętrzącymi się przeszkodami. Dobrze, że ten rodzaj wrażliwości nie umiera, że dzielimy się nimi pisząc, śpiewając, tworząc…

    • Olga Bartnik
      26 stycznia, 2020

      Sławomir, dziękuję Ci za piękny komentarz. Wzruszyłam się głęboko. Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do przestrzeni Kobietą być… Olga

  • Janusz
    25 stycznia, 2020

    Bardzo refleksyjne, Olgo. Dziekuję.

  • Olga Bartnik
    26 stycznia, 2020

    Dziękuję, że jesteś blisko i czytasz Januszu. Olga

  • Katarzyna Katisha Winters
    26 stycznia, 2020

    Twoje miniatury, Olgo, są pełne emocji. Zanurzam się w ich treść, smakuję je delikatnie, czuję wibracje Twojej duszy, której cząstkę zaklinasz w każdej z nich. Pąsowe róże, symbol miłości, piękne i dumne. Kiedyś mi bliskie… Dziękuję Ci, że na chwilę wróciłam do kawałka swojej przeszłości. Mocno ściskam 🙂

  • Olga Bartnik
    26 stycznia, 2020

    Kasia, pięknie dziękuję. Chyba każda z nas miała etap pąsowych róż i poznała znaczenie, obietnicę i ułudę, które ten kwiat jako symbol zawiera. Prywatnie uwielbiam białe, ale te krwistoczerwone mają swój niewątpliwy urok. Ściskam, pięknej niedzieli Kochana, Olga

  • Felicja
    26 stycznia, 2020

    Olgo, przeczytałam z zachwytem. Tyle emocji, refleksji i mądrości. Będę częściej zaglądać, bo pięknie piszesz.

    • Olga Bartnik
      26 stycznia, 2020

      Felicja, czytać Twoje słowa to balsam dla mojej duszy. Ślicznie Ci dziękuję i kłaniam się z nadzieją, że może pewnego dnia zrecenzujesz moją książkę. Pozdrawiam serdecznie, Olga

  • Sławomir
    26 stycznia, 2020

    Taka mała opowiastka, męskim okiem. Banalna, ale przykra refleksja na bazie rzeczywistych wydarzeń, oczywiście „z kluczem”: „Był raz ogród kwiatów pięknych pełen. Prawie każdego dnia nawiedzał go Poeta; godzinami krążył po alejkach, chłonąc z lubością eteryczną aurę roztaczaną przez wielobarwne płatki, pręciki i ukryte wśród płatków delikatne serca. Najchętniej podążał do urokliwego krzewu róż `Pierre de Ronsard`. Ich widok i woń najbardziej go cieszyły, z nich spływało na niego natchnienie, toteż tam najczęściej przystawał. Przymykał oczy i oddychał, po prostu oddychał. Kiedy ostatni wdech otulał jego serce, zabierał go do swej skromnej mansardy i tam dopiero ostrożnie wypuszczał spomiędzy warg na kolejną kartę czerpanego papieru o cudownie chropowatej fakturze. Nie musiał pisać ani myśleć – różany oddech sam rozlewał się na papierze i rozpłomieniał w następny wiersz… Krótko jednak trwa szczęście. Stróż parku, człek wielce podejrzliwy a na subtelności nie nazbyt czuły, widząc każdego dnia Poetę obok krzewu róż, uznał iż ów ukraść je lub zerwać pragnie. Skrzyknął zatem pozostałych szyldwachów i razem, wśród urągań i pogróżek wygnali Poetę z jego cichego różanego raju. Nie spostrzegli jednak, że przez opuszczoną boczną bramę wtargnęło całe stado żarłocznych Osłów. Wystarczyło niecałe pół godziny, by z cudownego, wonnego krzewu róż `Pierre de Ronsard` pozostał tylko nagi ogryziony kikut. W rajskim świecie ogrodu powstała naga, krwawiąca, pusta rana. Szyldwachowie obili Osły kijami, ale co z tego? Co stało się z Poetą, zapytacie… A, to już zupełnie inna historia.”

    • Olga Bartnik
      27 stycznia, 2020

      Sławomir, dziękuję Ci bardzo za uroczą opowiastkę – poetyczną i przewrotną zarazem. Biorę to wielki komplement, że komentarzem do mojego małego tekstu jest Twój. Bardzo mi się to podoba 🙂 szczególnie historia „męskim okiem” zobaczona. Pozdrawiam serdecznie, Olga

    • Jarek
      6 lutego, 2020

      „Piękno zwykle idzie w parze z cierpieniem…” 🙂

  • Anna Stranc
    26 stycznia, 2020

    Jak Ty to robisz Olgo, że tak pięknie piszesz 🙂

    • Olga Bartnik
      27 stycznia, 2020

      Anna, dziękuję Ci Kochana… choć bez przesady, piszę jak umiem 😉 uścisk, Olga

  • Goga
    3 lutego, 2020

    Przepiękna opowieść. Masz talent do opowiadania historii 🙂

    • Olga Bartnik
      4 lutego, 2020

      Dziękuję Goga, pozdrawiam serdecznie, Olga

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.