Pamiętam życie wszystkich moich dzieci we mnie. Rozkosz poczęcia. Uczucie, że nie jest się tylko sobą. Nastroje i urojenia. Podskórną oczywistość istnienia innego człowieka. Pierwsze motyle ruchy i sążniste kopniaki. Ślady łokci wypychające moją napiętą jak płótno na blejtram skórę. I wiem, że ktoś we mnie właśnie robi fikołka. Ciężar ostatnich dni oczekiwania. Modlitwę o to by zechciało już wyjść. Ból, zapach krwi i kobiecą siłę otwarcia na człowieczeństwo tak szerokiego, że zrodziło nie jedną, lecz dwie wyjące istoty.
Ja wilczyca wydaję na świat swoje szczenię, małe, piszczące, oblepione lepką, karminową mazią, które przyłożone do piersi instynktownie szuka pokarmu. A ja leżę, karmię i wyję dalej. Nie patrzę na otaczających ludzi, którzy uśmiechają się nie do mnie, lecz do siebie, przewracają oczami i spieszą się szykując przyrządy do testowania mojego potomka. Tych, w których cywilizacja wypłukała pierwotną zdolność przeżywania cierpienia i radości w ciele jak woda rwącego strumienia ziarenka pasku, zalegające na jego dnie.
Pamiętam wszystko. Nieprzespane noce. Naukę ssania, która zostawia palące bąble na moich sutkach i towarzystwo syczącego odgłosu wciąganego powietrza. Noce o oczach otwartych na oścież przez nagły płacz lub ciche kwilenie. Lampkę opatuloną dodatkowym skrawkiem materiału, która dawała przytłumioną plamę światła, nie do wychwycenia niemowlęcym okiem. Zapatrzenie w pełnego, osobnego człowieka-wilka. Leży teraz w zagłębieniu mojego ramienia, całkowicie zależny. Bez skazy. Przyjdzie czas, że stanie na nogi, nauczy się życia w stadzie, porzuci je i pójdzie w świat nie moją, lecz własną drogą. (…)
Rubbestadneset, maj 2019
*
Tekst został opublikowany w dniu 6. czerwca 2019 r., trakcie pięciodniowego wyzwania w grupie literaturoznawczyni, pisarki i trenerki pisania Krzysi Bezubik /prowadzi fanpejdż Piszę, bo chcę/ Piszemy, bo chcemy, która zmieniła zmieniła nazwę na: Kawiarnia Literacka i okolice White Clubu.
Ten pierwszy tekst, żywy jeszcze, bez korekty, przeczytasz tu.
Pełny tekst wejdzie do mojego zbioru opowiadań, o którym opowiem więcej pod koniec roku.
Jestem żoną, kochanką i matką. Piękna i brzydka, dobra i zła, pełna wiary, nadziei i poczucia bezsensu, rozsądku i szczypty szaleństwa, otwartości na ludzi i tęsknoty za ciszą. Na codzień w dżinsach, sercem wybieram sukienki. Elegancja to dla mnie umalowane rzęsy. Tu znajdziesz moje obserwacje, myśli, chwile uchwycone słowem. Reszta pozostaje w przestrzeni między słowami. Szalenie lubię Kobietą być. Rozgość się tu Czytelniku.
Wzruszająco o dawaniu życia… Zarówno przez 'ciało i krew’ jak i przez 'ślad’ zostawiany na papierze, który poptrafi serce kogoś innego, osobnego obudzić, poruszyć, czasem przywrócić do życia…
Il Costruttore, Dzięki za kolejną wspaniałą refleksję. Poruszać, pobudzać do życia, czasem przywrócić słowem to sztuka. Czasem się uda, częściej nie. Szukam kodu;) Olga
4 Odpowiedzi
Monika
30 sierpnia, 2020Absolutnie poruszający tekst. Nie powiem więcej, bo gdy cudze słowa wchodzą we mnie tak głęboko, brak mi własnych…
Olga
31 sierpnia, 2020Monika, dziękuję 💙 to wiele znaczy, że czytasz. Uścisk, Olga
il costruttore
31 sierpnia, 2020Wzruszająco o dawaniu życia… Zarówno przez 'ciało i krew’ jak i przez 'ślad’ zostawiany na papierze, który poptrafi serce kogoś innego, osobnego obudzić, poruszyć, czasem przywrócić do życia…
Olga Bartnik
31 sierpnia, 2020Il Costruttore, Dzięki za kolejną wspaniałą refleksję. Poruszać, pobudzać do życia, czasem przywrócić słowem to sztuka. Czasem się uda, częściej nie. Szukam kodu;) Olga